W dzisiejszych czasach, dwadzieścia sześć lat po samobójczej śmierci Iana Curtisa, kult Joy Division jest silny, jak nigdy dotąc. Echa muzyki czwórki z Manchesteru pobrzmiewają w dokonaniach takich zespołów jak dobrze znane Editors czy Interpol (choć może nie w Polsce…), oraz setek innych – anonimowych dla przeciętnego słuchacza, czekających jeszcze w kolejce do sławy… To właśnie oni kultywują pamięć o zespole, który zakończył działalność w nocy z 17 na 18 maja 1980 roku, kiedy to ich lider postanowił skończyć z doczesnym światem. Przypomnijmy sobie, zatem całą historię jednej z najbardziej inspirujących kapel dwudziestego wieku. Ian Curtis urodził się 15 lipca 1956 roku w Manchesterze. Jego dzieciństwo przebiegało w niemal sielskiej atmosferze – może nie pasuje to do biografii późniejszej „gwiazdy rocka”, ale miał szczęśliwą rodzinę, oraz zero problemów w szkole. Jego pasją zawsze była muzyka, a gdy jako nastoletni chłopak odkrył nagrania The Velvet Underground i Davida Bowiego zaczął marzyć o muzycznej karierze. Musiał na to jednak poczekać… Odmianę przyniósł rok, 1977 gdy Sex Pistols wyruszyli w swoją słynną trasę po Wielkiej Brytanii. Od tamtej pory nic nie było już takie samo. To po ich koncercie w manchesterskim Free Trade Hall poznało się troje młodych ludzi. Byli to Bernard Sumner, Peter Hook oraz wspomniany Ian Curtis. Dwaj pierwsi to robotnicy, którzy nie mogli znieść monotonii pracy w określonych godzinach, więc za wszelką cenę szukali ucieczki od tego schematu. Dla Iana, który zajmował, co prawda ciepłą posadkę urzędnika państwowego to również nie był sposób na życie. Tak, więc mając motywację i postępując w myśl punkowego przykazania – „do it yourself” – postanowili założyć swój własny zespół, co stwarzało nowe perspektywy na przyszłość. Nie mając zbytniego pojęcia jak się gra na instrumentach zaczynali dosłownie od zera. Po pierwszych próbach ustalili, że Sumner zostanie gitarzystą, Hook chwyci za bas, a Ian obejmie stanowisko wokalisty i zajmie się pisaniem tekstów. Skład po dłuższych poszukiwaniach uzupełnił Stephen, Morris, który został perkusistą. Nazwali się początkowo Warsaw, co odwoływało do tytułu piosenki Davida Bowiego, jednak, gdy dowiedzieli się że istnieje metalowy zespół The Warsaw Pakt postanowili ją zmienić, aby uniknąć mylnych skojarzeń. Nową nazwą było, Joy Division. Termin pochodził z powieści, „House Of Dolls” Ka Tzetnika opowiadającej o hitlerowskich oficerach wykorzystujących więźniarki w obozach koncentracyjnych jako prostytutki. Oprócz kontrowersyjnej nazwy grupa nawiązywała w swojej twórczości i wizerunku do ideologii nazikunstu – sztuki tworzonej w czasie II wojny światowej przez nazistów (odznaczenia, plakaty propagandowe itp.). Charakteryzowała ją monumentalność, symboliczność, odwołania do antyku oraz minimalistyczny chłód. W rezultacie zespół szokował i był często oskarżany o propagowanie faszystowskich poglądów (niesłusznie zresztą…). W 1978 roku nagrali swoje pierwsze demówki – „The Warsaw Demo” (pozostałość po pierwszej nazwie) i „An Ideal For Living” (wywołał kontrowersje z powodu umieszczenia na okładce zdjęcia chłopca w mundurze Hitlerjugend grającego na bębnie). Wtedy też, ich muzyka zaczęła przybierać odpowiednią formę. Stało się to w sumie przypadkiem, ponieważ Bernard Sumner nie radził sobie z grą na gitarze, to jego partie zostały cofnięte w tło, co pozwoliło na wysunięcie do przodu transowych partii basu Hooka., połączonych, z wyrazistym bębnieniem Morrisa. Całości dopełniał jeszcze Curtis, który swoim teatralnym głosem wprowadzał atmosferę ciągłego niepokoju. Te składniki układały się w pewną logiczną całość tworząc niespotykany wcześniej styl. Mając takie atuty mogli zacząć grać regularnie koncerty. Zainteresowanie było ogromne. Spowodowane było to zarówno przez „nazistowską otoczkę”, ale głównie przez sceniczne zachowania. Dotyczyło to przede wszystkim Iana, który pozbywał się wszelkich ograniczeń – tarzał się w rozbitym szkle, oraz oddawał nieskoordynowanym ruchom, które przypominały dziwny, neurotyczny taniec. Dzięki temu zdobyli sporą popularność, a na kolejne koncerty ściągało coraz więcej ludzi. Ważną postacią z kręgu Joy Division, był ich menager Rob Gretton, który załatwił grupie koncerty w całym kraju, oraz sporadyczne występy w radiu i telewizji (nawet u samego Johna Peela, gdzie doszło do dwóch sesji nagraniowych). Zainteresował się nimi także Martin Hannet – człowiek odpowiedzialny za produkcję ich nagrań. Było to istotne, gdyż zespół właśnie przygotowywał materiał na swoją debiutancką płytę. Została ona wydana w 1979 roku nakładem wytwórni Factory. Album został zatytułowany „Unknown Pleasures” i wywołał całą masę entuzjastycznych recenzji. Zawierał on muzykę niebędącą już tak zakorzenioną w punk rocku jak na początku. Stała się ona bardziej wyrafinowana. Porażała minimalistycznym chłodem, lecz nadal miała charakterystyczne chropowate brzmienie. W tym samym roku żona Iana Curtisa – Deborah urodziła mu córkę Natalie. Wydawało się, że nic nie zmąci radosnej atmosfery panującej w zespole. Jednak, gdy Ian zaczął miewać nagłe huśtawki nastrojów lekarze wykryli u niego epilepsję. Zalecili mu porzucenie dotychczasowego trybu życia, bo on powoli go zabijał. Tym sposobem Curtis miał dwie możliwości – mógł wybrać nudną monotonię życia, lub nadal podążać swoją ścieżką. Wybrał to drugie. Na przełomie lat 1979 i 1980 Joy Division wyruszyło w trasę po Europie. Zostali tam bardzo gorąco przyjęci – zwłaszcza w Niemczech, ale również Belgi, Holandii i Francji. Grali już wtedy kompozycje mające się znaleźć na drugiej płycie. Po powrocie do Anglii wzięli się za rejestrację tych nagrań. Były to utwory bardziej przemyślane, dopracowane w każdym calu. Brzmienie zyskało ostateczny szlif, stając się wręcz sterylne. Ważnym elementem było użycie syntezatorów (wcześniej też się pojawiały, lecz w znacznie mniejszym stopniu). Jednak tym, co decydowało o wyjątkowości tej płyty, która została opatrzona tytułem „Closer” była warstwa tekstowa. Opowiadała o alienacji człowieka i wszelkich odmianach bólu. Ian długo pisał te treści zgłębiając wiedzę na temat cierpienia. W połączeniu z chorobą wykańczało go to. Datę ukazania się płyty wyznaczono na maj (ostatecznie ukazała się kilka tygodni później). Miało się to zbiec z pierwszą trasą zespołu po Stanach Zjednoczonych. Ostatni koncert w Europie zagrali 2 maja na Uniwersytecie w Birmingham. Był to jak się okazało również ostatni koncert w historii Joy Division. 17 maja, na dwa dni przed wyjazdem za Ocean Peter Hook odwiózł Curtisa do domu. Nic nie wskazywało, że coś się może stać. Na miejscu Ian uzgodnił z żoną warunki rozwodu (po tym jak wyszło na jaw, że muzyk miał romans z belgijską fanką – Annik Honore). Gdy Deborah wyszła, trn upił się alkoholem. Następnie obejrzał w telewizji „Stroszka” Wernera Herzoga i przesłuchał album „The Idiot” Iggy’ego Popa. W takich okolicznościach powiesił się w kuchni na sznurze od bielizny. Jego ciało znaleziono następnego dnia. Hipotez, dlaczego to zrobił jest całe mnóstwo, lecz z całą pewnością był zbyt wrażliwy, by żyć w świecie pełnym cierpienia. Tak się kończy historia jednej z ważniejszych grup w historii rocka. Po samobójczej śmierci wokalisty, koledzy z zespołu wydali w 1981 roku album „Still” zawierający wczesne nagrania Joy Division, oraz zapis ostatniego koncertu. Natomiast w 1988 roku ukazała się kompilacja singli zatytułowana „Substance” podsumowująca dorobek artystyczny grupy.