W środę, 28. marca, po raz kolejny odwiedziła Wrocław wołowsko-ostrzeszowska grupa Blue Raincoat. Autorka ma nadzieję, że zespołu nie trzeba przedstawiać Czytelnikom – Kalejdoskop wiele o nim pisał z okazji wydania nowej płyty, „Everything is piece of something”. Mogliśmy oglądać go ponad miesiąc temu w Pałacyku- grupa zagrała tam jako support formacji Leaf. Jej występ w Bezsenności był „daniem głównym”. Wcześniej jednak usłyszeliśmy formację Instytut. To młody, ciekawie się zapowiadający zespół. Panowie zaprezentowali skoczne piosenki, posiadające pewne cechy „osobności”, co dobrze wróży. Mimo tego publiczność czekała na Blue Raincoat. Było warto. Zespół przypomniał starsze kompozycje, jednak większość koncertu była poświęcona nowemu wydawnictwu. Występ zaczął się od utworu „Waiting for my man”, który otwiera ostatni album. Trudno wyobrazić sobie lepszy początek. Usłyszeliśmy też m.in. znakomity singiel „Black woman” i energetyczne „The answer is… I don’t know”. Niestety tym razem zespół przyjechał bez Magdy Nowety (na co dzień w Let the Boy Decide ). Zabrakło zatem piosenki „All my secret words”, w którym na płycie słyszymy wokalistkę. Za to w utworze „Tissot” Magdę zastąpił Marcin Lokś i efekt usatysfakcjonował, jak sądzę, słuchaczy. Koncert był żywy i dynamiczny, a co ważniejsze, przynajmniej dla autorki, zagrany z pasją. Miło jest oglądać muzyków, którym sprawia radość to, co robią. Wtedy publiczności radość sprawiają koncerty. Po raz kolejny wypada mi zachęcić Czytelników do poznawania polskiej muzyki. Można wtedy odkryć różne skarby. I nikt mnie nie przekona, że Blue Raincoat nie jest takim skarbem. Dowodem – ostatni koncert w Bezsenności. Placek