„Choćby zafundowano mi podróż dookoła świata, w gruncie rzeczy i tak tkwiłabym tylko pod szklanym kloszem własnej udręki, pławiąc się we własnym skisłym sosie. Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całej życie jest jednym wielkim, złym snem”.- pisała amerykańska poetka i dziennikarka, Sylwia Plath. Wczoraj minęła 44. rocznica jej śmierci. Cytowany „Szklany klosz”, to jedyna powieść w dorobku literackim pisarki, ma jednak w sobie wiele elementów autobiograficznych. Przez pryzmat tej książki patrzy się często na życie autorki, która podobnie jak Ester Greenwood, narratorka „Szklanego klosza”, cierpiała na chorobę psychiczną. Życie Sylwii Plath przypominało trochę spełniający się „american dream”. Urodziła się w Jamaica Plain w Massachusetts, a już w wieku siedemnastu lat debiutowała w ogólnokrajowym magazynie „Madmoiselle”, wspinając się, jeszcze przed studiami, po kolejnych szczeblach dziennikarskiej kariery. W 1953 roku z wyróżnieniem ukończyła Smith College, otrzymała stypendium i wyjechała na studia do Cambridge, by rozwijać się jako literatka i literaturoznawca. W Europie poznała swojego przyszłego męża, publicystę-Teda Hughes’a. Jako 27-letnia dziewczyna Sylwia Plath miała niemal wszystko- uznanie w świecie literackim, propozycje współpracy z prestiżowymi uczelniami, spodziewała się pierwszego dziecka i oczekiwał na wydanie jej debiutanckiego tomiku „Colossus” (wydany został w październiku 1960; oprócz nigo za zycia Plath ukazał się jeszcze tylko zbiór „Ariel”). W styczniu 1962 na świat przyszło drugie dziecko Sylwii i Teda- 90% rówieśniczek młodej pisarki pozazdrościłoby jej błyskawicznej kariery. Pomimo sukcesów Sylwia żyła jednak w wiecznej depresji, niezgodzie na kształt świata, lub na miejsce jej własnej osoby w otaczającej rzeczywistości. Lęk przed życiem i rozczarowanie miłością (latem 1962 roku odkryła romans męża) pozbawiały poetkę sił witalnych, o czym pisała w wierszach i w „Szklanym kloszu” (1963). Przeżycia te pogłębiły depresję poetki, która 11 lutego 1963 roku podjęła kolejną w swoim życiu, tym razem skuteczną, próbę samobójczą. Śmierć pisarki przerwała jej karierę w momencie największego rozkwitu, być może dzięki temu poezja Sylwii Plath zyskała jeszcze większy rozgłos, nazwana została głosem zbuntowanego pokolenia, o autorce pisano zaś jako o „symbolu rozdartej epoki egzystencjalnych rozterek >amerykańskiej wolności<”. Zimowe drzewa Atrament wilgotnych świtów roztapia błękit. Na bibularzu mgły drzewa Wyglądają jak botaniczny rysunek – Wspomnienia narastają, słój po słoju, Serią wesel. Nie znając poronień ani płodności, Uczciwsze od kobiet, Rozsiewają się bez trudu! Obcując z lotnymi wiatrami Tkwią po pas w historii – Uskrzydlone, oderwane od świata, Są w tym podobne do Ledy. O, matko liści i słodyczy, Kim są te piety? Cienie gołębic śpiewających, lecz nie dających ulgi. [„Uncollected poems”] Kapitan Pieprz