W piątek 6 października odbył się we Wrocławiu nietypowy koncert zespołu Pustki. Kwintet miał wystąpić w Galerii Awangarda przy ulicy Wita Stwosza. Przed występem planowano projekcję filmu o zespole – „Próba sił”. I to wszystko za darmo! „Tego nie można (było) przegapić!”. Nie potrafiłam sobie wyobrazić koncertu w Galerii sztuki (której wystawom przyglądam się zza szyby od dobrych dziesięciu lat z rosnącym zdziwieniem). Okazało się, że na występ i seans wybrano hol. Może i mało przytulnie, ale schody naprzeciwko ekranu zapewniły dodatkowe miejsca siedzące. Zgodnie z planem bowiem wieczór rozpoczął się od projekcji filmu. Obejrzeliśmy bardzo sympatyczny, choć momentami wręcz turpistyczny, obraz. Zmęczenie podróżowaniem starym samochodem, nie najlepsze warunki bytowania podczas tras, ciągłe zapewnienia, że tak naprawdę zespół już dawno powinien się rozpaść, a przy tym szczerość i naturalność – wszystko to złożyło się na bezpretensjonalny obraz Pustek. Podczas filmu zawiodła jednak akustyka – niektórych kwestii w ogóle nie było słychać. Po krótkiej przerwie i przemówieniu reżysera (uwagę wszystkich skupiła na sobie uczepiona jego ramienia córeczka) rozpoczął się krótki, bo około czterdziestominutowy koncert. Pustki zagrały swoje ostatnie przeboje („Telefon do przyjeciela”, „Tchu mi brak”, „Słabość chwilowa”) oraz kilka innych piosenek z nowej płyty („Tonie wszystko”). Tradycyjnie też usłyszeliśmy pustkową interpretację wiersza Władysława Broniewskiego. Usłyszeliśmy wyjątkowo dużo (może proporcje zostały zachwiane okrojonym czasem występu) utworów instrumentalnych, w tym „Królową Marsa” (nieartykułowany śpiew Basi). Zabrakło mi trochę melodyjnych i mocnych piosenek z „Do mi no”, jak np. „Bałagan” lub „Ty w górę, ja w dół”. Również podczas koncertu zawiódł dźwięk – przypuszczam, że to nie tyle kwestia nagłośnienia, co akustyki nieprzystosowanego do podobnych imprez holu Galerii Awangarda. Mimo wszystko muzycy po raz kolejny udowodnili, na jak wysokim poziomie wykonawczym stoją. Koncert udowodnił też, że Pustki to piątka sympatycznych, niezmanierowanych osobowości. I chociaż obyło się bez chóralnych zaśpiewów (w roli dyrygentów Basia i Janek) i tak było sympatycznie i bardzo pustkowo. Nie wiem jednak, czy organizowanie koncertów w Galerii Awangarda to dobry pomysł. Na surowym korytarzu brakuje kameralnej atmosfery klubu. Z kolei w porównaniu z plenerem – mało tam miejsca. Miczman