Stowarzyszenie Indie Sounds Night pokusiło się w ostatnich dniach lipca o wyjątkową imprezę. 26 lipca we wrocławskim klubie Bezsenność wystąpiły dwa obiecujące polskie zespoły. Pierwszy z nich, CO, to właściwie solowy projekt pochodzącego z Gostynina Maćka Kujawskiego. Jego solowy album zatytułowany „!COMOC!” wzbudził spore zainteresowanie zarówno w Polsce, jak i w Europie Zachodniej. CO to mocne, pełne niebanalnych sampli elektroniczne brzmienia wzbogacone o charakterystyczny wokal (a raczej krzyk) Maćka Kujawskiego. Koncert we Wrocławiu zaintrygował publiczność, nie tylko ze względu na niezwykle ciekawe brzmienia, ale także na specyficzne teksty (a raczej- co?) oraz na interakcję z publicznością. Ostatnie utwory zostały nawet zagrane z wokalnym udziałem grupy śmiałków, którzy bardzo dobrze sobie poradzili z tym trudnym zadaniem (zdecydowanie lepiej niż CO). Jako gwiazda wieczoru wystąpił cieszący się bardzo dużą popularnością wśród wrocławskiej publiczności Psychocukier. Zespół pochodzi z Łodzi, ale koncertuje po całej Polsce, zagrał m.in. Gdyni podczas tegorocznej edycji festiwalu Open’er. Grupa sama określa swoją twórczość jako „miejską gitarową muzykę taneczną”. Rzeczywiście piosenki zachęcają do tańca, czego dowodem entuzjazm zgromadzonych na ich ostatnim koncercie w Bezsenności. Występ był pełen radości i energii, choć pod koniec publiczność okazywała jej znacznie więcej niż muzycy – nic dziwnego. Koncert udowodnił również, że aby zyskać sobie uznanie słuchaczy, nie trzeba stosować wymyślnych sztuczek, lecz wystarczy grać dobrą muzykę. Zastanawia mnie jedynie, czy to, że Psychocukier zagrał dwa utwory dwa razy było wynikiem zmęczenia czy poczucia humoru zespołu, a może czegoś jeszcze? A wszystko to okraszone tzw. dźwiękami indie, z Interpolem na czele, serwowanymi przed, w przerwach i po koncertach. Irytować może jedynie około dwugodzinne opóźnienie koncertów, ale to przecież upalny lipiec, kiedy wolno w pełni poświęcić się muzyce i tańcowi, po co więc się spieszyć? I dokąd? Placek