Brytyjski artysta Charlie Winston, którego twórczość skutecznie wymyka się wszelkim szufladkom, po raz trzeci odwiedził nasz kraj. Wcześniejsze koncerty (2009, 2012) były rejestrowane w Studiu Koncertowym im. Agnieszki Osieckiej w Warszawie dla potrzeb radiowej Trójki, kameralne, otwarte tylko dla wybrańców, którym udało się otrzymać wejściówki. Na prawdziwe, otwarte występy Winstona (8 maja w krakowskiej Rotundzie i 9 maja w warszawskiej Stodole) polska publiczność czekała 3 lata – od premiery „Hobo” w 2009 roku. Charlie Winston nie chodzi już w kapeluszu i kamizelce, które były jego znakami rozpoznawczymi przy promocji poprzedniej płyty „Hobo”. Wówczas jawił się jako włóczęga, artysta, którego wizerunek pasuje do bohemistycznego światka. Teraz nosi niedbale zawiązane krawaty, różowe skarpetki i specyficznie okrojoną marynarkę z mnóstwem agrafek. Skoro zmienił się wygląd, musiała zmienić się i muzyka. Rzeczywiście, „Running still” to płyta znacznie bardziej energetyczna i różnorodna niż „Hobo”. I właśnie taki był również krakowski koncert artysty. Charlie na scenie pojawił się lekko spóźniony, ale to, co działo się później, wynagrodziło fanom każdą sekundę oczekiwań. Zaczęło się od „Wild ones”. Utwór w koncertowym wykonaniu zyskał mocno rockowy charakter, co mocno przyczyniło się do rozgrzania publiczności. W zasadzie nie trzeba było jej nawet zachęcać. Widownia znała tekst każdej piosenki Brytyjczyka, domagała się piosenek dawno niegranych lub zapomnianych jak popularne dzięki reklamie Volkswagena „I’m a man”, czy wykonane na naszą specjalną redakcyjną prośbę przepiękne, liryczne „9yr old friend” (dziękujemy, Charlie!!!). W dzień koncertu Charlie miał problemy z kręgosłupem, ale w czasie występu wykorzystał niesamowite pokłady energii. Wokalista tańczył, a jego taneczne ruchy opanowały również publiczność, która gdyby tylko mogła, powaliłaby mocne barierki postawione tuż przed sceną. Ponadto każdy utwór zaskakiwał jeszcze większą intensywnością muzyczną i lekkością, z jaką został wykonany. Spora w tym zasługa instrumentalistów, z którymi występuje Winston. Bo należy wspomnieć, że kiedy pada hasło Charlie Winston, w domyśle jest jeszcze człon The Oxymorons, w skład którego wchodzą: Benjamin Henry Edwards na harmonijce ustnej, basista Daniel Marsala i perkusista MEDI, którego zastąpił właśnie Olivier Ferrarin. Artystom na koncertach towarzyszy także perfekcyjny klawiszowiec Danny Keane. Wszyscy razem na scenie i w trasie tworzą jedną wielką rodzinę, która doskonale bawi się dźwiękami utworów Brytyjczyka korzystając nie tylko ze „swoich przyuczonych” instrumentów. Wychowany w muzycznej rodzinie Winston jest bowiem również świetnym perkusistą, a Edwards gra na fortepianie. Wszyscy także doskonale tańczą – wciąż przed oczyma mam płynne taneczne ruchy Bena i jego powalający uśmiech, którym elektryzował fanów (a może głównie fanki?). Niemal dwugodzinny koncert to przemyślane i dopracowane w najdrobniejszym szczególe show – łącznie z oprawą świetlną. Utwory zyskały nowe, mocniejsze oblicza. Chyba nikt nie spodziewał się, że liryczne „I love your smile” może brzmieć jak niezły rockowy przebój. Fani ballad także nie mogli poczuć się odrzuceni, bo Winston odśpiewał utwory takie jak „Boxes”, czy „My name”. Zdaje się, że krakowski koncert był dla artysty nie lada zaskoczeniem. Brytyjczyk nie spodziewał się, że w kraju nad Wisłą ma tak wielu i tak oddanych fanów, a jego piosenki są doskonale znane i potrafią rozgrzać publiczność do czerwoności. W trakcie koncertu dał odczuć, że jesteśmy wymarzoną publicznością, a dzień po koncercie na swoim blogu napisał: „I didn’t get much time to write a blog today but I really wanted to because last night in Krakow it was an amazing show with an amazing audience. I don’t often say this but it was something that I have not experienced for a long time. The energy in the room was incredible. The people sang so loud I needed to do very little to encourage them. It was as if they had been waiting for that moment for years and years. Their excitement for our show was so evident! I want to write much more but I am in Warsaw now and I have to go in stage in 20 minutes. So I guess that I’ll write more tomorrow, or tonight, depending on when i have a moment. See you then. Here’s to tonight! Charlie” Udało mi się być na warszawskim akustycznym koncercie w Warszawie, gdzie Charlie i Ben zagrali kilka utworów. Już wtedy byłam zachwycona tym, w jaki sposób Winston umiał nawiązać kontakt z publicznością, zaskoczył też otwartością, szczerością i muzyczną wirtuozerią. Krakowski występ był inny, znacznie mniej kameralny, ale pełen radości, wariacji i wzajemnej fascynacji. Niezapomniany. Choć Charlie i The Oxymorons są w ciągłej trasie (o czym będziecie mogli przeczytać w rozmowie, którą udało mi się przeprowadzić przed koncertem) i musieli być bardzo zmęczeni, to po występie jeszcze godzinę spędził z fanami, pozując do zdjęć, rozmawiając i rozdając autografy. Mam informację, że warszawski koncert był równie udany. Może więc niedługo Charlie odwiedzi ponownie nasz kraj i tym razem zahaczy o Wrocław? Chciałoby się powiedzieć słowami brawurowo wykonanej w Krakowie piosenki „Until you’re satisfied” – „Come a little closer”, Charlie! Tymczasem zapraszamy do obejrzenia filmików, a już niedługo szukajcie u nas wywiadu z Charliem Winstonem i fotorelacji z koncertu! Karolina Babij Foto: Anna Kupczak