‚Katastrofa ma paszport’, tak brzmi slogan promujący najnowszą cześć filmowych przygód Jasia Fasoli. Oglądając początkowe minuty filmu odniosłem wrażenie, że nie ma w tym stwierdzeniu głębszej metafory, a autorzy uczciwie przyznali, że ich ‚dzieło’ to kompletna pomyłka. Nieco zdegustowany żenującymi żarcikami w stylu prowadzącego ‚Familiadę’, postanowiłem jednakże kontynuować moją przezabawną wędrówkę wraz z panem Fasolką. Jak się później okazało moje obawy szybko zostały rozwiane przed naprawdę rzetelną dawkę prostego i ludzkiego poczucia humoru.
Cała historia zaczyna się od losu wrzuconego na kościelną loterię, której główną nagrodą są fantastyczne wakacje nad francuską Riwierą. Oczywiście szczęśliwym zwycięzcą zostaje nie kto inny jak nasz tytułowy bohater, który dodatkowo otrzymuje cyfrową kamerę, bedącą od tej pory nieodłącznym atrybutem Fasoli. Na skutek nieporadności życiowej i nieznajomości języka francuskiego, Anglik wplątuje się w kolejne kłopoty, strzelając gafę za gafą. Zamiast upragnionej wyprawy do Cannes, musi opiekować się przypadkowym towarzyszem – małoletnim obcokrajowcem Stiepanem. Przemierza Francję, napotykając dziesiątki barier, lecz mimo to uparcie dąży do celu…
Jak nietrudno się domyślić, cały koncept filmu polega na wrodzonym talencie Rowana Atkinsona. Jaki jest stworzony przez niego Jaś Fasola, każdy doskonale wie i z konsekwencjami tego musi się liczyć. Nie warto chyba krytykować niektórych słabych żartów, gdyż na akcpetację ich godziliśmy się, kupując kinowy bilet. Na szczęście natrafimy na wiele naprawdę przyzwoitych sekwencji, które sowicie wynagradzają drobne wpadki. Znajdziemy tu parę szczególnie udanych i zapadających w pamięć gagów, istnych perełek, które powodują bolesne bóle brzucha. Całość obrazu katastroficznej sielanki dopełnia przyjemna muzyka. Francuskie nutki skomponowane przez Howard’a Goodall’a uprzyjemniają niesamowitą podróż Fasoli. Irytującym bywa jedynie fakt, że często jesteśmy w stanie przewidzieć następny jaki figiel wywinie za chwilę nieobliczalny ‚Angol’.
Osobiście najbardziej przypadła mi do gustu rola Willem’a Dafoe’a, którego Carson Clay, tyraniczny gwiazdor i reżyser jest po prostu wyśmienity. Patetyczne kwestie w reżyserowanym przez Clay’a ‚filmie w filmie’ są iście rozbrajające. Naprawdę nie spodziewałem się zobaczyć w ‚Wakacjach Jasia Fasoli’ tak inteligentnej krytyki hollywoodzkiego stylu i przepychu. Genialna groteskowość postaci odegranej przez Dafoe sprawia, że zaspokojone zostają wszelkie, nawet te najbardziej wybredne, gusta humorystyczne.
‚Wakacje Jasia Fasoli’ nie rzucają na kolana, ale są uczciwą porcją humoru, podsyconą bardzo dobrym zakończeniem. Cały film przepełniony jest prostotą i ciepłem co w dobie przerostu formy nad treścią jest tym cenniejsze. Film jest dobrą ucieczką od wszechobecnych, przekombinowanych produkcji rodem ze ‚Świętego Gaju’. Dobry film dla widza w każdym wieku, pod warunkiem, że nie zniechęci was pierwsze 5 minut.
Maciej Stasierski