Na poprzedniej płycie Björk była bardzo ascetyczna. Za podstawowe instrumentarium posłużyły jej wokale – własne i zaproszonych gości ( m. in. Mike’a Pattona ) – oraz elektroniczne podkłady. Tym razem przygotowała album z większym rozmachem, o czym świadczy choćby zaproszenie do współpracy Antony’ego z Antony And The Johnsons oraz Timbelanda – producenta przebojów takich gwiazd, jak Nelly Furtado. Björk udowadnia więc, że pozostaje otwarta na różne inspiracje. Jednocześnie każdą z nich potrafi przefiltrować przez własną wrażliwość. Niech za przykład posłuży „Innocence”, utwór wyprodukowany przez Timbelanda. Słuchając hip-hopowego rytmu tej piosenki, nietrudno wyobrazić sobie Bjork w jej dziwacznym scenicznym tańcu. Emocje i charakterystyczna barwa głos wnoszą zaś dużo Bjorkowej „islandzkości” do przebojowej linii melodycznej. Otrzymujemy więc potencjalny hit, przeznaczony jednak dla innych parkietów niż te, na których króluje „portugalskość”. W roli singla sprawdza się wybrane na promocję albumu „Earth Intruders”. Plemienny, połamany rytm i elektroniczne dźwięki w połączeniu z naturalnością śpiewu Björk tworzą mocny początek płyty. Niepokojąco robi się w „Vertbrace By Vertbrace”, w którym rytm groźnie współgra z trąbami. Do żwawszych fragmentów „Volty” należy też zaliczyć „Declare Independence”, zniechęcające jednak industrialnym hałasem. Resztę nowego albumu Björk wypełniają łagodniejsze utwory. Wśród nich prym wiodą dwa duety z wokalistą Antony And The Johnsons. Współczesny Elvis i ekspresyjna wokalistka z dalekiej północy prowadzą ze sobą stylowe, teatralne, a przy tym pełne muzycznej lekkości dialogi. W najpiękniejszym na płycie „The Dull Flame Of Desire” trąby tworzą potężną ścianę dźwięku, na tle której rozgrywa się poetycki romans. W kameralnym „My Juvenile” koi klawikord. „I See Who You Are” to rodzaj podsumowania trzech ostatnich płyt Björk: ciepłe elektroniczne dźwięki a la „Vespertine” i egzotyczne instrumentarium ( coś w rodzaju bałałajki, instrumenty dęte ) nie przysłaniają mocno wyeksponowanego wokalu. Trąby i elektroniczne podkłady dodają przestrzennej głębi „Wonderlust”. Nagrywając „Voltę”, Björk nie zdecydowała się na rewolucję pokroju „Medulli”. Nie można jednak powiedzieć, żeby patrzyła wstecz. Tym razem postawiła na rytm, dęciaki i, wyjątkowe, własne, a przy tym chwytliwe, melodie. W Gdyni będziemy mogli przy nich potańczyć inaczej. Czekamy.