W filmie „Austerlitz” ukraiński dokumentalista Siergiej Łoźnica postanowił przyjrzeć się ludziom zwiedzającym jedne z pierwszych obozów koncentracyjnych – w Dachau i Sachsenhausen. Wnioski z tej obserwacji są, niestety, bardzo gorzkie.
Twórca „Majdanu” i „Blokady” w chłodny, niemal pozbawiony słów sposób przyglądał się tłumom w trakcie zwiedzania tych obiektów. Na kamerze uchwycił ludzi, którzy są uśmiechnięci, wyluzowani, a jakby tego było mało robią sobie zdjęcia i selfie na tle komór gazowych i napisu „Arbeit macht frei”. Reżyser zadał w tym filmie pytanie, czy Holocaust pewnego dnia stanie się dla nas słowem równie obojętnym jak Austerlitz – przez lata uchodzące za symbol okrucieństwa wojny.
W trakcie seansu przypomniał mi się fragment książki „Czasomierze” Davida Mitchella:
„(…)te wszystkie eleganckie galerie ze sztuką Aborygenów zaczęły mi odbierać chęć do życia. To tak, jakby Niemcy postawili w Buchenwaldzie stragan ze specjałami kuchni żydowskiej”.
Ten film nabiera gorzkiego wymiaru zwłaszcza w kontekście aktualnych wydarzeń politycznych i wzrastającego poparcia dla ruchów nacjonalistycznych i populistów. Łożnica opowiedział o miejscu, w którym przenicowaniu uległy dotychczasowe wartości moralne i gdzie na przekór Dekalogowi ogłoszono kiedyś: „Będziesz zabijał!”. Jakże przerażająco ta dokumentalna produkcja wygląda we współczesnym świecie targanym kryzysami, w którym coraz bardziej prym wiodą internetowe trolle, zmyślone newsy i post – prawda. Najgorsze jest to, że zapewne nigdy nie utraci on na swojej aktualności.
Łożnica nieprzypadkowo wybrał obóz, który przed wojną był przeznaczony dla politycznych przeciwników Hitlera(w tym ludzi, którzy jeszcze przed wojną przeprowadzali na niego nieudane zamachy), świadków Jehowy, homoseksualistów czy imigrantów, których torturowano na różne, najwymyślniejsze, sposoby – wieszano na palach, trzymano wiele dni w celach pozbawionych jakiegokolwiek światła i dokonywano egzekucji.
Wielojęzyczny tłum turystów, sprawnie zawiadywany przez przewodników, wysłuchał tych informacji z przerwami na toaletę lub posiłek. W pewnym momencie jeden przewodnik powiedział do nich: „nie bójcie się, to nie ostatnia przerwa na jedzenie”. Brzmi to jak tak zwane: „problemy pierwszego świata”. Gdy to usłyszałem, pomyślałem o wszystkich osobach, które umarły z głodu i przemęczenia w obozach koncentracyjnych.
To jeden z tych filmów, w trakcie oglądania którego aż się prosi, by zadać sobie pytanie: „z czyjego zachowania tak naprawdę jesteś oburzony?”. Mnie skłonił ten film do przewartościowania sobie pewnych rzeczy i postawienia pytania, jak ludzie zachowują się np. w Pompejach.
Jak widać, 14. edycja festiwalu Millenium Docs Against skłania mnie do zadawania pytań, na które nie zawsze można dostać łatwą odpowiedź.
Autor: Michał Hernes