„Hang Me Up To Dry” – singiel promujący debiutancką płytę Cold War Kids – zwraca uwagę od pierwszego przesłuchania. Powolny, wyrazisty i nieco bluesowy rytm oraz charakterystyczny, wysoki głos Nathana Willeta tworzą całość, którą nazwałabym utworem charyzmatycznym. Niestety, tylko kilka piosenek na „Robbers & Cowards” dorównuje siłą wyrazu „przebojowi”. Nie znaczy to wcale, że propozycja Cold War Kids ginie w natłoku debiutantów. Kwartet znajduje własną drogę w ramach mody na tradycję. Przypomina do tej pory mało wyeksploatowaną muzyczną przeszłość Stanów Zjednoczonych: blues, soul, country, a nawet gospel. Inspiracje, a także głos Nathana Willeta wzbudzają jednoznaczne skojarzenia z The White Stripes. Cold War Kids brzmią jednak potężniej niż duet z Detroit, przede wszystkim za sprawą bogatszego instrumentarium i dzięki perkusiście z prawdziwego zdarzenia. Zacznijmy od najjaśniejszych punktów płyty. Wyróżnia się gospelowe, jakby celowo spowolnione „Saint John”. „God, Make Up Your Mind” hipnotyzuje psychodelicznymi, zaśpiewanymi falsetem zwrotkami, które prowadzą do groźnego, hałaśliwego refrenu. Poza tym usłyszymy kilka chwytliwych, soulowo- fortepianowych piosenek takich, jak „We Used To Vacation”, „Hair Down” i „Hospital Beds”. Mniej przekonują mnie podróże w stronę południowych rubieży Stanów Zjednoczonych. Ballady w stylu „Robbers” i „Pregnant” nie mają wiele wspólnego z muzyczną tradycją delty Missisipi, wywołują za to nieprzyjemne uczucie senności i zanurzenia w leniwej atmosferze amerykańskiej prowincji. „Passing The Hat” to z kolei nazbyt brawurowa próba przekroczenia granicy z Meksykiem. Akcenty latynoskie dodają utworowi niepotrzebnego patosu. Niewykluczone, że przedstawione przeze mnie zarzuty wydadzą się komuś zaletami. Pewne jest, iż Cold War Kids są świadomi swojej twórczości i wiedzą, czego poszukują w muzyce. Dlatego warto się im przyglądać.