Dziś krótka refleksja dotycząca butów. Konkretniej – jednego z bardziej popularnych modeli w ostatnich miesiącach. Uwaga, artykuł zawiera lokówki.
Obuwia jest na świecie wiele, ja uważam, że mało jest butów ładnych, szczególnie tych z półki 150-250 zł. Nawet jeżeli wyglądają w miarę w porządku, ich projektant potrafi dodać jakiś pojedynczy element, który zepsuje wszystko (później okazuje się, że ten element staje się modny, jest we wszystkich butach, a ja, nie mogąc odważyć się na kupno brzydkiej pary, chodzę w starej przez milenia).
Dziwi mnie więc, że często buty brzydkie (dla mnie) sprzedają się najlepiej. Oczywiście, powiecie: de gustibus coś tam coś tam. Ale czy na pewno ludzie uważają buty, które kupują, za ładne?
A co powiecie – tu przechodzę do sedna – na takie airmaxy? Według mnie, któryś z marketingowców nieźle wykombinował, żeby buty wyglądające jak łódź motorowa na paradzie w Brazylii rozchodziły się jak świeże bułeczki, kosztując cztery stówy za parę. Co takiego jest w tych airmaxach? Zdaję sobie sprawę, że trudno mi będzie to obronić, ale – do kroćset fur beczek – naprawdę wszyscy ich nabywcy, kupili je dlatego że są ładne? A może tylko dlatego, że są modne? Dlatego, że gwiazdy noszą je na teledyskach itp.?
Powiecie, że pewnie mnie zżera zazdrość, bo mnie nie stać. I że tak naprawdę mi się podobają. I że gdybym je na przykład dostał lub wygrał, to pewno bym w nich chodził.
Nie. Sprzedałbym.
Paweł Wojciechowski