Tajemniczy skrót w tytule niniejszej recenzji oznacza „Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach”. Zespół ze Świebodzina przyciąga więc samą nazwą. Zapewniam jednak, że ma o wiele więcej do zaoferowania. Dwa lata temu ukazała się debiutancka płyta grupy- „Ósme piętro”. Sporą popularnością na alternatywnych listach przebojów cieszył się singiel „Warszawa”. Jesienią tego roku Kombajn powraca z albumem „Lewa strona literki M”. Muzykę kwintetu najlepiej określić jako gitarową, mroczną, dynamiczną i przestrzenną. Nad płytą unosi się aura „polskości”. Nie oznacza to jednak, aby grupa kopiowała sprawdzone na krajowym rynku patenty. Wręcz przeciwnie – trudno wskazać jednoznaczne inspiracje zespołu. Całość brzmi jednak bardzo po „naszemu”. Nie wpisuje się w żaden popularny indie nurt. W moim odczuciu jest wypadkową polskiej sceny alternatywnej, co stanowi komplement dla rodzimego undergroundu. „Lewa strona literki M” robi więc bardzo pozytywne wrażenie. Niestety, po pierwszych przesłuchaniach miałam problemy z wyróżnieniem któregoś z utworów. Zwracają uwagę przede wszystkim elementy wspólne, takie jak rozmyte gitary w tle („10 lat”), wściekła sekcja rytmiczna (początek „My” wzbudza skojarzenia z CKOD) i nowofalowy bas („O czym ja mam z tobą myśleć”). Zdarzają się momenty wyciszenia i elektronicznych eksperymentów („Jesienne baterie”). Ogólnie jednak materiał utrzymany jest w ponuro- jesiennym klimacie. Na pewno duże znaczenia ma głos Marcina Zagańskiego, który bez kompleksów demonstruje (lub symuluje) brak talentu wokalnego w klasycznym rozumieniu tego słowa. Mimo początkowego wrażenia jednorodności udało mi się odkryć na płycie utwory lepsze od dobrych (dobry to standard dla Kombajnu). Zaliczyłabym do nich „10 lat” z przestrzennym zwrotkami i rozbujanym, gitarowym refrenem. Utwór „Dekodery i anteny” pięknie się rozwija. Szybkie zwrotki przerywają dynamiczne, kołyszące riffy. Niewątpliwie wyróżnia się też najnowszy przebój Kombajnu- tytułowa piosenka. Mroczne zwrotki (tłusty bas, tajemnicze dźwięki gitar i organów w tle) prowadzą nas do nośnego refrenu. I wcale nie szkodzi, że singiel przypomina trochę jeden z hitów De Mono. W końcu to dobra szkoła pisania piosenek. Zwróciłabym jeszcze uwagę na „Krokodyle” z narastającą grozą zaśpiewu „The plane has taken off” oraz „Uczucia” – łagodny, przestrzenny utwór, w którym panowie urozmaicili instrumentarium o dzwonki (zagrał na nich Maciek Cieślak ze Ścianki- producent płyty). To zresztą nie jedyne odstępstwo od tradycyjnego rockowego zestawu. Jak wspomniałam, panowie nie wahają się poeksperymentować z elektroniką. Słyszymy także organy i akordeon. Gitara akustyczna uzupełnia się z elektryczną („10 lat”). Płytę Kombajnu do Zbierania Kur Po Wioskach można nazwać artystycznym usprawiedliwieniem jesieni. Klimat płyty odpowiada listopadowej aurze. Polecam „Lewą stronę literki M” wszystkim, którzy nie wierzą, że szarość może być inspirująca.