Historia o Królewnie Śnieżce to jedna z najczęściej ekranizowanych baśni braci Grimm. W jednym tylko 2012 roku na ekrany wejdą kolejne dwie adaptacje. Na drugą, najpewniej dużo bardziej mroczną i intensywną, przyjdzie nam poczekać do czerwca. Pierwsza wchodzi już teraz i zachwyca feerią barw oraz znakomitą obsadą. Reżyser „Królewny Śnieżki” Tarsem Singh już w poprzednich swoich filmach („Cela”, „Immortals”) udowodnił, że ma wielką wyobraźnie i świetnie operuje obrazem. W swoim najnowszym filmie udało mu się po raz pierwszy połączyć stronę wizualną z fabularną. Kompletnie zmasakrowana, ale w tym przypadku w pozytywnym tego słowa znaczeniu, baśń braci Grimm błyszczy na ekranie naprawdę pełnym blaskiem. Obserwujemy wiele bardzo ciekawie zainscenizowanych pojedynków (rewelacyjna scena ataku na kryjówkę krasnoludów), kilkanaście bardzo udanych żartów i wręcz wspaniałe kostiumy. Najważniejsi są jednak, jak to w baśniach, bohaterowie. Śnieżka, w bardzo udanej interpretacji Lilly Collins, to początkowo zagubiona dziewczyna, której jednak udaje się szybko odnaleźć swoją drogę. Dość nietypową dodajmy, bo jako przywódczyni krasnoludów. Oni za to są po prostu rozbrajający. Singhowi udaje się nadać ich historii nowego brzmienia. Poznajemy ich nie jako kompletnych dziwaków, a bardziej jako odrzuconych przez społeczeństwo ekscentryków. Poza nimi prezentuje się nam także odmieniony, nieco może zbyt często pokazujący swój nagi tors książę. W tej roli idealnie wypada odkrywający swój talent komediowy (jak on naśladuje psa!) Armie Hammer. Jednak najważniejszą, najmocniej przykuwającą uwagę postacią jest zła królowa w genialnej, absolutnie bezbłędnej interpretacji Julii Roberts. Dawno nie oglądało się Julii z tak niekłamaną satysfakcją. Jej świetna, zniuansowana gra buduje postać jednocześnie złą i zabawną w tym samej chwili. Perełka! Oczywiście nie udało się Tarsemowi Singhowi uniknąć paru spadków tempa, jednak dzięki świetnej historii i powalającym na kolana kostiumom szybko się o tym zapomina. Najważniejsza jest porywająca obsada, wspomagana na drugim planie rewelacyjnie przez Nathana Lane’a. Świetny, przeuroczy, przepyszny film! Maciej Stasierski