Jeśli ktoś interesuje się polskim teatrem, na pewno natknął się na nazwisko Agnieszki Glińskiej. Jeśli ktoś śledzi co pisałem o jej debiucie filmowym #Wszystko gra, na łamach portalu www.areyouwatchingclosely.pl, to pamięta moje krytyczne uwagi względem tego filmu. Niestety większość z nich można powtórzyć w kontekście nowej premiery Teatru Capitol – Liżę Twoje serce.
Glińska wie jak inscenizować poszczególne sceny. Ma też świetne muzyczne ucho – piosenki dobrze brzmią w produkcjach pod jej kierownictwem. Jednak problem pojawia się w chwili, kiedy te piosenki i sceny taneczne trzeba spiąć w jedną fabułę. Nie umiała tego zrobić przy okazji swojego debiutu filmowego, nie umiała i tutaj, co zaskakuje mocniej, gdyż osiągnięcia teatralne Agnieszki Glińskiej to właściwie studnia bez dnia. Tymczasem tutaj dostajemy produkt źle skonstruowany, z pretekstową historią miłosną, w której tle mamy oglądać historię Wrocławia. I rzeczywiście niby są jej charakterystyczne elementy, bo jest i historia lwowskiej rodziny profesorskiej, a także sekwencje z ZOO i Placu Wolności. Niestety nic z tego nie wynika – brakuje emocji, magii która zawsze powinna się wiązać z doświadczeniem teatralnym. Dla mnie to jest kluczowe, bo tylko kontakt z żywym aktorem i muzyką live jest w stanie zapewnić u mnie ciarki na plecach. Tych niestety przy okazji Liżę Twoje serca zabrakło.
Nie chcę, żebyście uznali, że wszystko w ramach Liżę Twoje serce nie udało się. Przeciwnie jest w tym musicalu sporo momentów dobrych, które najzwyczajniej w świecie nie złożyły się na konsekwentnie zbudowaną, równą całość – świetne role główne Heleny Sujeckiej i Ewy Szlempo, rozbrajająca historia o profesorach przybyłych ze Lwowa, kapitalnie klimatyczna scena cygańskiego pogrzebu, czy piosenka aktora żydowskiego teatru.
Co z tego jednak, skoro niewątpliwie duża energia, która się naturalnie wytworzyła na scenie, została zaprzepaszczona przez scenariusz i Agnieszkę Glińską ze względu na zbyt częste zmiany tonacji i zaskakujący brak nawet najbardziej prostych połączeń między poszczególnymi sekwencjami. Przykład najbardziej drastyczny to genialnie zaśpiewana przez Justynę Szafran piosenka starej cyganki, który nijak się ma zarówno do wydarzeń ją poprzedzających, jak i tych, które następują później. Niestety nie jest to jedyna taka sytuacja. Dlatego mówiłem, że ten spektakl przypomina debiut fabularny Glińskiej #Wszystko gra – jest bowiem takim samym zlepkiem scen, w których kreowana jest pretekstowa fabuła, a głównym celem jest pokazaniem miasta. Tam Warszawy, w Liżę Twoje serce Wrocławia. Tylko, że jak bardzo doceniam chęć pokazania naszego miasta, tak bardzo martwi mnie to, że przysłoniła je historia cyganki szukającej cygana ze złotym zębem. Dobre chęci były, środków zabrakło.
Maciej Stasierski