Koniec grudnia to czas podsumowań mijającego roku. Dla filmu 2011 rok był czasem wielu dobrych i wielu też złych momentów.
Postanowiłem je sklecić w formie dwóch list – najlepszych i najgorszych filmów jakie się pojawiły na polskich ekranach. Pierwszą częścią podsumowania będą te mniej udane chwile filmowego roku.
Najgorsze filmy:
te, które się nie zmieściły w pierwszej 10: „Auta 2”, „Los numeros”, „Och Karol 2”, „Ilu miałaś facetów”, Le Quatro volte”
10. „Drzewo życia” w reżyserii Terrance’a Malicka
Ja wiem co pomyślicie…zwycięzca Złotej Palmy to chyba nie na tej liście. A jednak do mnie zupełnie nie trafiła wizja Malicka. Wizja nie do końca wiadomo czego, bo scenariusza nie sposób inaczej nazwać niż grafomanią. A szkoda, bo potencjał był bardzo duży. Tymczasem dostaliśmy dziwaczną, hybrydową historię począwszy od dinozaurów, na współczesności skończywszy. Problemem największym „Drzewa życia” jest jednak podejście Malicka do widza, któremu zupełnie nic nie trzeba tłumaczyć, bo jak symbolika to symbolika. Pytanie czy on sam ją też rozumie?
9. „Dom snów” w reżyserii Jima Sheridana
Koszmar spod ręki uznanego reżysera z powalającą na kolana obsadą. Dawno Daniel Craig (jedyny dobry punkt filmu), Rachel Weisz i Naomi Watts nie musieli robić dobrej miny to tak bardzo złej gry. Sheridan, twórca genialnego „W imię ojca”, pokazuje tutaj kompletny brak podejścia do kina komercyjnego. Wyszedł nudny, kompletnie przewidywalny, a wreszcie po prostu kretyński thriller, którego każdy zwrot sytuacji widać na pięć kilometrów.
8. „Pożyczony narzeczony” w reżyserii Luke’a Greenfielda
Najgorszy przykład komedii romantycznej, w której brakuje wszystkiego, co wymagamy od tego typu filmów: żartów, romantyzmu, prawdziwych bohaterów, którzy dają się lubić. W tym filmie zaś dostajemy nudę, przewidywalne, choć szczerze powiedziawszy moralnie dwuznaczne zakończenie i bohaterów, który irytują i męczą.
7. „Niepokonani” w reżyserii Petera Weira
Kolejne rozczarowanie spod ręki uznanego reżysera. Peter Weir do tego momentu nie zrobił nigdy złego filmu. Co więcej część jego obrazów należy do grona moich ulubionych. Niestety do „Niepokonanych” nie sposób tak zaklasyfikować, bo potencjalnie fascynująca historia podróży uciekinierów z radzieckiego obozu przez Himalaje Weir zaprezentował w sposób absolutnie niewciągający, bez żadnego napięcia, mozolnie. Dwie i pół godziny męczarni.
6. „Trzy minuty. 21.37” w reżyserii Macieja Ślesickiego
Stały motyw w mojej liście – zawód ze strony świetnego reżysera. Wielowątkowa, przerażająco nudna i momentami bezsensownie brutalna tyrada na temat istnienia Boga w życiu człowieka, jego wpływu na ludzki los. A w tle odniesienie do godziny śmierci papieża Jana Pawła II. Na plus jedynie niezłe role Krzysztofa Stoińskiego i Marcina Walewskiego
5. „Zła kobieta” w reżyserii Jake’a Kasdana
Kolejna próba Cameron Diaz na wielki powrót, niestety znowu nieudana. Co pewnie jest małym pocieszeniem najmniejsza w tym wina Diaz, a największa bezmyślnych scenarzystów i zupełnie bezbarwnej obsady na drugim planie z Justinem Timberlakiem na czele. Na dokładkę jeszcze absolutnie moralnie wątpliwa konkluzja, że tak naprawdę cel uświęca środki.
4. „Tożsamość” w reżyserii Jaume Colleta-Serry
Tym razem na szczyty stara się powrócić Liam Neeson. Jednak kolejny film akcji w jego wykonaniu to czysta forma rozmieniania swojego talentu na drobne, choć zapewne nie za drobne pieniądze. Przewidywalna historia agenta pozbawionego tożsamości, katastrofalna obsada, przeszarżowana końcówka. Na plus jedynie Bruno Ganz.
3. „Bitwa Warszawska 1920” w reżyserii Jerzego Hoffmana
Zupełnie niespełniona nadzieja na powtórkę z „Potopu”. Zabrakło Hoffmanowi jednak tak dobrego materiału wyjściowego jakim była proza Henryka Sienkiewicza. Zabrakło jednak też solidnej reżyserii, wyczucia w doborze aktorów. Przerosły zaś Hoffmana ambicje i z pierwszego polskiego filmu 3d wyszedł gniot jakich mało z beznadziejnie sfilmowanymi scenami bitewnymi i słabą muzyką
1. ex aequo „Weekend” Cezarego Pazury oraz „Transformers 3” Michaela Baya
Nie jestem w stanie w tym wypadku wytypować zwycięzcy. Oba filmy zirytowały mnie w takim samym stopniu, rzecz jasna każdy na swój sposób. Pazura obraził moje uczucie estetyki i udowodnił, że poczucie humoru jest u niego w zaniku. Bay zaś pokazał, że nie potrafi się oprzeć przed wydaniem milionów dolarów na efekty specjalne zamiast przygotować wreszcie dobrą fabułę. Oba filmy to katastrofa od początku do końca i żadne słowa nie będą w stanie ich obronić przed krytyką.
A teraz czas na oczekiwaną listę tych lepszych, bardziej ekscytujących momentów roku. Oto nieco więcej niż 10 najlepszych filmów roku.
Do pierwszej „10” nie udało się dostać filmom: „Do szpiku kości”, „127 godzin”, „Habemus Papam”, „Druhny”, „80 milionów”
10. „Chico i Rita” w reżyserii Javiera Mariscala i Fernando Trueby
Najbardziej oryginalna animacja roku. Kapitalna kreska połączona z genialnymi oryginalnymi nagraniami jazzowymi daje efekt piorunujący. Zapomina się dzięki temu o idealnie dostosowanej, choć jednocześnie bardzo prostej historii.
9. „Harry Potter i Insygnia śmierci: Część II” w reżyserii Davida Yatesa
Najlepsza odsłona całej serii. Idealne dopełnienie poprzednich filmów. Kapitalne połączenie mrocznej historii spod pióra Joanne Rowling z pełnym wykorzystaniem możliwości współczesnego kina. Wyszło z tego mistrzowskie, znakomicie zagrane i jeszcze lepiej nakręcone widowisko. Robi się po nim smutno, że to już ostatnie.
8. „Dług” w reżyserii Johna Maddena
Na pierwszy rzut oka niewiele – prosty thriller o agentach Mossadu, którzy tropią kolejnego doktora śmierć. Jednak Maddenowi udało się wycisnąć z tej potencjalnie banalnej fabuły nietuzinkowy dramat osobowości z mistrzowskimi kreacjami Helen Mirren, Sama Worthingtona oraz gwiazdy innego filmu z tej „10” Jessiki Chastain.
7. „Czarny łabędź” w reżyserii Darrena Aronofskyego
Film jeszcze z poprzedniego rozdania oskarowego. Historia tancerki, która niespodziewanie dla siebie i innych dostaje życiową szansę. Całość zaprezentowana w formie potencjalnie kiczowatego thrillera, który okazał się być niezwykle mocny doznaniem, genialnie wykoncypowanym kawałkiem kina z życiową rolą Natalie Portman.
6. „Służące” w reżyserii Tate’a Taylora
Wyjątkowo urocza opowiastka o afroamerykańskich służących, które postanawiają walczyć o swoje prawa. Niesłychany wręcz koncert aktorstwa Violi Davis, Jessiki Chastain i najlepszej z całego filmu Octavii Spencer, które pozwalają zaistnieć tej historii na ekranie i rozbłysnąć na nim pełnym blaskiem.
5. „Moneyball” w reżyserii Bennetta Millera
Kompletnie nietypowy film sportowy. Oparta na analitycznej książce historia Billy’ego Bane’a, który postanowił zmienić styl prowadzenia drużyn baseballowych w USA. Potencjalnie sentymentalna i sztampowa historia staje się niezapomnianym popisem Brada Pitta i scenarzystów Stevena Zailliana i Aarona Sorkina, którzy za swoją robotę powinni otrzymać Oskary!
4. „Prawdziwe męstwo” w reżyserii braci Coen
Od lat najlepszy western, który wyszedł z Fabryki Snów, a przy okazji najbardziej nietypowy film braci Coenów. Nietypowy, bo wyjątkowo prosty fabularnie i strukturalnie. Historia przyjaźni młodej dziewczyny i zapijaczonego byłego szeryfa oparta na fenomenalnych rolach Hailee Steinfeld i Jeffa Bridgesa, za które byli nominowani do Oskara. Swoje zasłużone nominacje otrzymali także sami bracia, którzy sprawną ręką prowadzą tę fabułę, w określonych momentach odciskając na niej swoje specyficzne piętno.
3. „Restless” w reżyserii Gusa Van Santa
Najlepszy od jakiegoś czasu film Gusa Van Santa. Rewelacyjnie opowiedziana i jeszcze lepiej zagrana historia miłości dwojga odszczepieńców. On chodzi hobbystycznie na pogrzeby i rozmawia z wyimaginowanym przyjacielem Hiroshim. Jej zostało w najlepszym razie kilka miesięcy życia. Smutna i jednocześnie wesoła historia miłosna, którą tworzą genialni w swoich rolach Henry Hopper i Mia Wasikowska.
1. ex aequo „Sala samobójców” Jana Komasy i „Drive” Nicolasa Windinga Refna
W tym przypadku także nie sposób podjąć decyzję, który film był tym najlepszym. Z jednej strony mamy bardzo dobry, a pod wieloma względami imponujący debiut pełnometrażowy Jana Komasy. Reżyser przedstawia historię chłopaka z bogatej rodziny, który bardzo głęboko wchodzi w świat internetu. Tak głęboko, że staje się on dla niego jednocześnie sposobem na życiem i potencjalnym śmiertelnym zagrożeniem. Mamy tutaj ciekawy pomysł, świetną realizację na poziomie Hollywood i powalające na kolana aktorstwo Jakuba Gierszała, Romy Gąsiorowskiej, Krzysztofa Pieczyńskiego i najlepszej z całej obsady Agaty Kuleszy. Z drugiej strony „Drive” to w sposób mistrzowski wyreżyserowana, nakręcona i zmontowana kompletnie błaha historia kaskadera, który poznaje miłość swojego życia i przez naraża się mafii. Kaskadera fantastycznie, choć kompletnie nieefektownie zagrał Ryan Gosling. Na drugim planie zaś wsparli go niewymiernie Carey Mulligan, Ron Perlman i wspaniały Albert Brooks w kreacji na miarę Oskara.
Maciej Stasierski
Bardzo ciekawy artykuł. Fajne podsumowanie roku.