Chcecie poznać pewną historię? To nie będzie opowieść o miłości. Bo ponoć miłość jest nudna. Bo możliwe są tylko dwa jej zakończenia – albo kochankowie są razem, albo nie. Tym razem będzie więc o czymś innym.
Przepraszam, nie przedstawiłam się. Nazywam się Matylda. Jestem na piątym roku socjologii. Lubię słoneczniki, czarne porzeczki i pomidory. Jestem ateistką, ale gdy się boję – modlę się do Boga. Gdy jeżdżę autobusami, przyglądam się ludziom i wymyślam im życiorysy, np. jednej kobiecie z autobusu 149: zdradzał ją maż, więc wyjechała na rok do Botswany, gdzie poznała prawdziwego mężczyznę jej życia, ale bardzo tęskniła za ojczyzną, więc wróciła do kraju. Kochanek po miesiącu przyjechał za nią do Polski i teraz uczy się dla niej języka polskiego. Może dlatego miała w siatce podręcznik „Polski dla obcokrajowców”. Ale miało nie być o miłości! Lubię ludzi. Przede wszystkim za ich oryginalność. Nienawidzę się uczyć, ani biegać. Piję kawę zawsze przez rurkę – lepiej wtedy smakuje.
Już mnie trochę znacie. To dobrze, bo znajomym bardziej się ufa. A ja chcę, żebyście uwierzyli w moją historię, bo naprawdę się wydarzyła:
Po trzecim roku postanowiłam zrobić sobie przerwę na studiach – na zastanowienie się co tak naprawdę chcę robić w życiu. Wzięłam od babci klucz do jej rodzinnego domku w Bieszczadach. Położony był w małej wiosce koło Krosna. Był drewniany, z wielkim strychem, gdzie ptaki zakładały swoje gniazda, i kuchnią połączoną z łazienką.
Wzięłam ze sobą „Ulissesa”. Postanowiłam go w końcu przeczytać. To było moje czwarte podejście. Pomyślałam: „wyjadę stąd, kiedy przeczytam tą cholerną książkę”.
I czytałam. Codziennie wstawałam rano, piłam kawę i wychodziłam przed dom, by pochłaniać powoli kartkę po kartce. Po jakimś czasie, książka zaczęła mi się nawet podobać.
Wieczorami, tak jak zaplanowałam, myślałam o swoim życiu.
Po dwóch tygodniach, skończyłam Ulissesa. Na ostatniej stronie, zielonym długopisem ktoś napisał „Myślę, że los mnie oszukał”. „To musiał być jakiś chłopak, bo dziewczyny tak brzydko nie piszą”, odezwała się moja chichocząca podświadomość. Ogarnęło mnie dziwne uczucie – przecież czuję to samo. Jakby los mnie oszukał. To był ciężki dla mnie okres. Pół roku wcześniej, mój przyjaciel zaginął. Nie wrócił po imprezie do domu, szukaliśmy go 2 miesiące dzień w dzień, bez rezultatów. Kamery miejskie nagrały tylko jak wychodził z klubu i szedł w stronę dworca autobusowego. Parę miesięcy później, jego siostra, a moja przyjaciółka, z tęsknoty i rozpaczy, popełniła samobójstwo. Nie mogłam wtedy znaleźć dla siebie miejsca, więc wyjechałam.
Gdy zobaczyłam to zdanie na końcu książki, pomyślałam, że muszę znaleźć tego, kto opisał wszystko, co wtedy czułam tymi pięcioma słowami…
CDN.
Magda Witkiewicz