Kolejnym etapem mojej podróży po Finlandii okazało się nadmorskie miasto Turku, które stanowi obiekt żartów większości Finów. Miasto, które dla wielu Polaków jest pracowniczym rajem, a dla osób nie mówiących po szwedzku może okazać się prawdziwym utrapieniem.
Po raz pierwszy w Turku pojawiłem się prawie dwa lata temu. Miasto wydawało mi się interesującym miejscem wycieczki – najstarsze miasto w Finlandii, piękna katedra, zamek, doskonała baza wypadowa do Sztokholmu, a przede wszystkim bliskość wyspy Naantali, gdzie znajduje się Muumimaailma, czyli autentyczna Dolina Muminków.
Wszystko brzmiało pięknie na papierze. Starych zabudowań nie ma w Turku wbrew pozorom zbyt wiele, zamek jest co prawda, ale ciężko nazwać go zamkiem, który my, Słowianie, kojarzymy z tym słowem. To specyficzna, szwedzka budowla, która z zewnątrz przypomina rozpadający się dworek, natomiast w środku wygląda nieco bardziej stylowo. Na tyle, by dziś być miejscem specjalnych posiedzeń rady miasta i temu podobnych. Osobiście największe wrażenie wywarła na mnie katedra. Piękny, monumentalny budynek znajdujący się w centrum miasta. Protestanckie zimne i proste wnętrze potęguje wrażenie inności tego miejsca. Łączy się to z faktem, iż każdy może do katedry wejść (nadal pełni ona funkcje sakralne), ale nie każdy może wyjść. Nierzadko zdarza się, że pijani ludzie wchodzą do katedry spać, po czym budzą się po kilku godzinach lub nazajutrz. Z początku wydawało mi się, że to bzdura, ale niestety, widziałem na własne oczy taki przypadek.
Dolina Muminków jest z kolei czymś zgoła odmiennym. To jedno z najbardziej urokliwych miejsc w Finlandii. Zlokalizowana na wysepce, na którą można dojechać autobusem z centrum Turku, Miimimaailma, to miejsce, gdzie znajdziemy wszystkie budynki znane z powieści czy bajek na podstawie utworów Tove Jonsson. I chociaż muzeum muminków mieści się w Tampere, to w Turku zobaczyć, jak naprawdę żyją muminki. I jak jednocześnie żyła autorka ich przygód, która mieszkała tam przez długi czas. Miejsce jest tak magiczne, że czasem zastanawiałem się, czy sam, będąc tam dłużej, nie napisałbym czegoś podobnego. W centrum wyspy znajduje się oczywiście domek muminków, do którego każdy może wejść. Niedaleko znajdują się ładne plaże i promenady, z których widać morze.
Co prawda Turku jest miastem portowym i nadmorskim, jednak ciężko w nim uświadczyć morze. Dopiero na wysepkach, inaczej jedyna woda, jaką można zobaczyć to rzeka i zatoka portowa, a konkretnie jej część przemysłowa. W mieście jest zawsze dużo Polaków. Przyjeżdżają tu głównie robotnicy, po których na lotnisku przyjeżdżają specjalne wynajęte busy i rozwożą ich po mieszkaniach pracowniczych, które niejednokrotnie wyglądają lepiej niż te, w jakich Polacy mieszkają na co dzień. Elektryk, spawacz, tokarze, frezer – takich Polaków w Turku się ceni. Loty z Gdańska do Turku i odwrotnie zawsze są przepełnione i pełne „wesołych” podróżnych, którzy często już w stanie wskazującym wsiadają do samolotu. Nie dotyczy to tylko Polaków, choć na tej trasie najwięcej podróżuje naszych rodaków.
Turku samo w sobie jest miastem monotonnym, nic się w nim nie dzieje, bo stolicą są Helsinki, natomiast prężnie działający ośrodek akademicki to Tampere. Turku jest na uboczu, ludzie są biedniejsi niż w pozostałych częściach Finlandii. Miałem okazję mieszkać tam przez jakiś czas i przyznam szczerze, że nie dziwię się, że Finowie nabijają się z tego miasta. Dlaczego?
Otóż Turku jest miastem, gdzie mieszka najwięcej Finów szwedzkojęzycznych. Jest jedynym miastem w Finlandii, które ma szwedzki uniwersytet tylko dla obywateli mówiących po szwedzku. Wielu mieszkańców mówi mieszanką fińskiego i szwedzkiego, co często jest niezrozumiałe ani dla „fińskich” Finów ,ani dla rodowitych Szwedów. Jakby tego było mało, Turku, niedawna europejska stolica kultury, z okazji tego wyróżnienia zaproponowała specjalny hymn. W języku szwedzkim. Administracja podzielona pół na pół ze Sztokholmem także sprzyja temu, by czuć, że miasto bardziej jest szwedzkie niż fińskie. Ponadto wielu Szwedów pracuje w Turku, ponieważ prom ze Sztokholmu nie jest drogi, a podróż nie trwa długo.
W Turku nawet cyfrowa nawigacja nie daje sobie rady. Zwykle w Finlandii tabliczki mają nazwy po Ińskuu i szwedzku, jednak tylko w Turku w cyfrowych mapach wszędzie wpisane są nazwy szwedzkie, co powoduje spore trudności, gdy chce się gdzieś dojechać. Miasto ma jednak swoje plusy. Pierwszym z nich jest cień katedry, która widoczna jest prawie z każdego punktu miasta. To jeden z najprzyjemniejszych momentów mojego pobytu w Finlandii – codzienny widok katedralnej wieży, na którą spoglądałem, idąc rano do pracy.
Czy Turku odwiedzić warto? Tak, naprawdę. Już sama Finlandia wyróżnia się na tle Europy, a nawet Skandynawii. Natomiast Turku wyróżnia się na tle Finlandii. Z tego powodu jest to ciekawe. W sam raz na letnią wycieczkę.
Adam Flamma