Ella Yelich-O’Connor a.k.a. Lorde to nowozelandzka piosenkarka i autorka tekstów, która zadebiutowała w wieku 16 lat albumem Pure Heroine. Płyta zapewniła jej międzynarodowy rozgłos i nagrodę Grammy w kategorii Najlepsza piosenka roku za utwór Royals. Trzeba przyznać, że jej debiut wnosił powiew świeżości, był oryginalny i można się było pozachwycać nad świetnie skomponowanymi utworami zawierającymi kilka nowatorskich zabiegów. W skrócie – miał wszystko to, czego nie ma najnowszy singiel Lorde Green Light zapowiadający nową płytę Melodrama.
Nie rozumiem, jak po tak wyrazistym debiucie można stworzyć tak nijaki singiel. Zwłaszcza, że po drodze piosenkarka zaliczyła 2 udane projekty – wystąpiła gościnnie w Magnets duetu Disclosure i nagrała kawałek Yellow Flicker Beat na potrzeby filmu The Hunger Games: Mockingjay Part 1. To normalne, że gdy artyście przydarza się w życiu coś ważnego (w tym przypadku jest to rozstanie/złamane serce), to chce to w jakiś sposób uwiecznić w swojej sztuce. Ale błagam – nie tak sztampowo! Mam wrażenie, jakby Lorde próbowała zachować w swojej twórczości równowagę dojrzałości artystycznej. Jej debiut był zbyt dojrzały jak na 16-latkę, więc teraz, mając 21 lat, zrobiła infantylny kawałek dla nastolatek. Nie mówię, że jej to kompletnie nie wyszło – utwór jest poprawnie zrobiony, a przejście między zwrotką a przedrefrenem jest nawet ciekawe, ale patrząc na całość to jest po prostu nudne. Na tle całej muzyki pop niczym się nie wyróżnia. Piosenkarka zapowiadając Green Light wyznała, że nowy utwór będzie taneczny. Coś w tym jest, no bo mimo wszystko nóżka od niechcenia tupie, a głowa nawet się buja na boki w refrenie. Jednak gdy wyobrażam sobie ludzi tańczących na parkiecie, to widzę zgraję pseudoniezależnych nastolatek wykrzykujących jak mantrę I’m waiting for it, that green light, I want it będące odzwierciedleniem ich potrzeby wolności.
Green Light pewnie odniesie komercyjny sukces i będzie przez kolejne 2 miesiące puszczane w MTV i Esce, bo jest nieźle zrobionym radiowym hitem, ale na dłużej w pamięci słuchaczy raczej nie zostanie.
Błażej Grabowski