Znają się i grają ze sobą – w różnych konfiguracjach – od lat, ale dopiero w 2009 roku założyli zespół i nagrali pierwszy wspólny album. Ten eksperymentalny projekt okazał się strzałem w dziesiątkę i przyniósł im popularność nie tylko w rodzinnej Estonii, ale też w Europie i USA. Udało nam się porozmawiać z nimi przed berlińskim koncertem. Opowiedzieli nam o swojej muzyce, planach na przyszłość i obiecali, że wkrótce odwiedzą nas w Polsce…
Wywiad z zespołem Ewert and The Two Dragons w składzie: Ewert Sundja, Erki Pärnoja, Kristjan Kallas, Ivo Etti
Ewert Sundja: Mamy fanów w Polsce?
Karolina Babij: Zdaje się, że tak.
Kristjan Kallas: Jak wielu?
KB: Nie jesteśmy jedynymi, które znają dobrze Waszą muzykę, na polskich blogach można znaleźć całkiem sporo wpisów o Was.
Graliście razem w wielu konfiguracjach. Dlaczego w końcu zdecydowaliście się pracować we czwórkę i tworzyć projekt Ewert and The Two Dragons?
ES: Nie planowaliśmy założenia zespołu, spotkaliśmy się w odpowiednim czasie i stwierdziliśmy, że może zamiast skupiać się na dziesięciu różnych projektach moglibyśmy zacząć tworzyć razem, jako grupa z konkretną nazwą. Mieliśmy już kilka własnych piosenek, więc granie razem i oficjalne stworzenie zespołu było logicznym krokiem naprzód.
KB: Wspomniałeś o nazwie, to dość zabawna historia. Muszę przyznać, że słyszałyśmy wiele wersji na temat jej powstania.
ES: To dobrze, może dzisiaj usłyszycie kolejną (śmiech)?
KB: Prawdziwą?
ES: Prawdziwa nie jest aż tak interesująca jak te zmyślone.
KB: A tych zmyślonych jest całkiem sporo.
ES: Oczywiście, wszystkie naszego autorstwa.
Erki Pärnoja: Które już znacie?
KB: Tę o filmie, który Ewert oglądał ze swoją żoną.
Paula Bulanda: Nie, ten z ulubionym filmem to jedno, a o żonie to drugie. I jeszcze ta, która mówi o tym, że nazwa była ot tak rzuconym żartem, a Wy stwierdziliście, że jest świetna i tak już zostało.
Ewert and The Two Dragons: (śmiech)
ES: Wszystkie trzy wersje, które wspomniałyście, to elementy tej samej historii.
EP: Prawdziwej historii.
ES: Myślę, że możemy już teraz powiedzieć, że w Tallinnie na Starym Mieście jest ratusz, na którym znajdują się dwa smoki i właśnie stąd wzięła się nazwa naszego zespołu.
PB: Nazwa jest niejako myląca, bo może sugerować, że jest Was trzech, a w rzeczywistości gracie w czwórkę.
ES: Jeden ze smoków ma dwie głowy (śmiech).
KB: Wydaliście już dwa albumy, ale pomiędzy nagrywaniem pierwszego a drugiego sporo się u Was zmieniło. Jak porównacie nagrywanie obu krążków?
ES: Nagrywanie pierwszej płyty było dość… eksperymentalne. Nie mieliśmy wyznaczonych deadline’ów, nikt się nie spodziewał, że wydamy album. Po prostu pojechaliśmy na wieś i dużo improwizowaliśmy. Myślę, że to jest właśnie największa różnica w stosunku do drugiej, która z kolei była niemal w całości napisana przed sesją nagraniową. Wiedzieliśmy, co chcemy zrobić i jak to będzie brzmiało.
KB: A jak będzie brzmiał trzeci album? Pracujecie już nad nim?
ES: Myślę, że w przypadku trzeciego albumu jesteśmy dokładnie w tej samej sytuacji, w jakiej byliśmy podczas nagrywania pierwszego. Nie wiemy, jaka będzie finalnie. Myślę, że to będzie dość interesująca praca – mamy już pewne pomysły, kilka gotowych utworów i szkice piosenek.
KB: Czy podczas dzisiejszego koncertu będziemy mogli usłyszeć nowe utwory?
ES: Tak, najprawdopodobniej zagramy trzy nowe piosenki, które już od pewnego czasu gramy publicznie. Sprawdzamy, jak odbiera je publiczność i wydaje nam się, że są dobrze przyjmowane.
KB: Czy koncertowa publiczność wpływa na Waszą muzykę, na jej brzmienie? Czy poprzez ich reakcje decydujecie się przedłużyć niektóre piosenki lub na przykład sprawić, by brzmiały bardziej rockowo?
ES: Myślę, że na niektórych koncertach zdarzało nam się zmieniać piosenki, widząc reakcje publiczności.
EP: Ale nie zmieniają się one zbyt drastycznie, są piosenki, w których możemy pozwolić sobie na wariacje.
ES: ‚Speechless’ czasem bywa dłuższe…
KB: Zostańmy dłużej przy temacie utworów. Co Was inspiruje, co na przykład było impulsem do powstania „Sailor Man”, która jest przepiękną, romantyczną piosenką?
ES do EP: Powiedz mi.
EP: Nic specjalnego.
KB: Naprawdę?
EP: Tak, piosenki powstają na podstawie tego, co czujesz w konkretnym momencie. Nic szczególnego nie zainspirowało mnie do napisania „Sailor Man”. Nie ma w tym głębszej historii, po prostu pewnego dnia natchnęło mnie, nic więcej.
PB: A co z „Good Man Down”?
EP: To bardzo tragiczna historia miłosna o ludziach, którym nie wyszło. Ktoś wini kogoś innego, a historia ukryta jest za metaforami rodem z westernów.
KB: Jak powstają Wasze piosenki?
ES: Czasem jest tak, że któryś z nas przychodzi z pomysłem i prezentuje go reszcie. Wówczas zdarza nam się tworzyć utwór razem, bazując na czymś naprawdę małym, czego nie można nawet nazwać piosenką. Po jakimś czasie z tego formuje się utwór. Innym razem komponujemy niemal cały kawałek pojedynczo, a później każdy z nas dogrywa do niego swoją część. Nie mamy wzorca na pisanie piosenek, co uważam za dobre rozwiązanie.
KB: Czy na Waszą twórczość mają wpływ inni muzycy?
ES: Tak. Myślę, że trudno wymienić kogoś szczególnego, bo wpływają na nas setki różnych artystów.
KB: A czyjej muzyki słuchacie aktualnie?
EP: Nie wiem, czy chcę mówić, kogo słucham w tej chwili. To znaczyłoby, że ta muzyka naprawdę mnie inspiruje lub chcę zwrócić na nią uwagę, a są to po prostu zespoły, których słucham w danej chwili, nic poza tym. Jest ich bardzo dużo, szybko się zmieniają. Czasem zdarza się, że nie słucham niczego przez miesiąc. Nie chcę nikogo wymieniać, ale wpływów doświadczamy w każdej chwili. Muzyka jest wszędzie dokądkolwiek idziesz – na ulicy, w sklepach, w aucie, w autobusie. Nawet, jeśli muzyka nie wpływa na to, że akurat napiszemy piosenkę, możemy stwierdzić: „Zdecydowanie nie chcę mieć nic z wspólnego z takim rodzajem muzyki”.
KB: Skoro mówimy o innych rodzajach muzyki: Erki, masz wykształcenie jazzowe, wygrałeś nawet nagrodę “Young Jazz Talent”.
EP: Zgadza się, w 2007 roku.
KB: Nie myślałeś o tym, żeby pewne jazzowe elementy wykorzystać w muzyce Ewert and The Two Dragons?
ES: Myślę, że podświadomie już to zrobił.
EP: Tak, wydaje mi się, że pewnych rzeczy nie można wciskać na siłę tylko po to, żeby było bardziej “jazzy”. Myślę, że improwizacje lub sposób myślenia charakterystyczne dla jazzu mogą się pojawić podczas nagrywania.
ES: Wydaje mi się, że pisząc nasze utwory, nagrywając je i koncertując, nie myślimy takimi kategoriami. Owszem, posiada się wiedzę, którą wcześniej chłonęło się jak gąbka, ale potem przychodzi czas, kiedy należy robić to, co w danym momencie wydaje się właściwe, to może być z lat sześćdziesiątych, z motown, i robi się to zupełnie nieświadomie. Wydaje mi się, że najlepiej jest właśnie, kiedy nie myślisz sobie: „o, chcę, żeby to teraz brzmiało jazzowo”, bo wtedy zbyt dużo zastanawiasz się i zbyt dużo kombinujesz i to nie jest już w ogóle naturalne.
KB: Pół roku temu wygraliście European Border Breakers Award. Cokolwiek zmieniło się w Waszym życiu od tego czasu?
ES: Wiele przełomowych zmian miało miejsce jeszcze przed wygraniem EBBA. Zdobycie tej nagrody właściwie niewiele zmieniło, bo sporo już się działo. Na razie traktujemy to bardziej jako swoisty etap w rozwoju zespołu.
KB: Dość blisko trzymacie się z Brainstorm – Prata Vetra, jak też są nazywani…
EP: Chodzi Ci o lokalizację?
ES: Nie chodzimy co piątek na piwo, jeśli to masz na myśli (śmiech).
KB: Myślałam raczej o wspólnych koncertach. Macie w planach wspólne nagrania?
ES: W tej chwili nie. W pewnym momencie przychodzi taki czas, że w jakimś stopniu decyzyjność oddajesz komuś innemu. I my też, w pewnym sensie, decyzję o tym, z kim nagrywamy, komuś oddaliśmy. Myślę, że nie będziemy nagrywać z nimi w najbliższej przyszłości. Ale nigdy nie wiadomo…
KB: Jakie są Wasze plany na najbliższą przyszłość? Jesienią wybieracie się do Stanów Zjednoczonych…
ES: To są właśnie nasze plany.
KB: Co potem?
ES: Potem będziemy odpoczywać.
KB: A co z trzecim albumem?
ES: Największe plany związane są właśnie z nagraniem trzeciego albumu, który ukaże się najprawdopodobniej wiosną 2014 roku.
KB: Czy podczas następnej europejskiej trasy pojawicie się w Polsce? Rok temu mieliście pojawić się na Sopot Festival. W końcu Wasze miejsce zajął ktoś inny. Dlaczego?
ES: Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Wydaje mi się, że logistycznie coś poszło nie tak i nie byliśmy w stanie zagrać w Sopocie. Bardzo czekaliśmy na ten występ, ale jak już wcześniej powiedziałem – we wszystko, co dotyczy nagrywania i koncertowania, zaangażowanych jest bardzo dużo osób. To nie my wybraliśmy miejsce, gdzie mamy zagrać koncert, dostaliśmy adres, wpisaliśmy w GPS i przyjechaliśmy tutaj. Tak to działa – chcielibyśmy odwiedzić Polskę z koncertem. Byliśmy w Polsce wiele razy.
KB: Naprawdę?
ES: Przejeżdżaliśmy wielokrotnie. (śmiech) Niemal za każdym razem, gdy wybieraliśmy się w trasę.
KB: Powinniście się w końcu zatrzymać.
ES: Zatrzymujemy się – na stacjach benzynowych. Ostatnim razem chcieliśmy nawet wykąpać się w jeziorze, ale ktoś powiedział, że to prywatne jezioro i odjechaliśmy.
KB: Na koniec już całkiem surrealistycznie – kim chcielibyście zostać, gdybyście nie byli muzykami?
ES: Chciałbym być superbohaterem – Batmanem.
PB: Dlaczego akurat Batmanem?
ES: Nie wiem, być może dlatego, że wciąż jest człowiekiem. Nie wiem, czy chciałbym mieć jakieś mutacje, czy supermoce, ale podoba mi się jego ciemna strona. To byłoby coś!
EP: Nie wiem, może coś związanego z aktorstwem? Już to kiedyś robiłem, więc może wrócę do tego? Albo coś kreatywnego, ale to dość szeroka grupa zawodów. Ostatnio odkryłem, że np. praca na farmie jest bardzo kreatywna.
ES: Żeglarz!
EP: Tak, kiedyś chciałem być żeglarzem! Myślę, że to bardzo kreatywne zajęcie.
ES: Może coś związanego z drewnem?
EP: O!
ES: Chyba chodzi nam o to, żeby stworzyć coś prawdziwego własnymi rękami…
KB: Ale przecież już tworzycie rękoma muzykę, wszyscy gracie na instrumentach….
EP: Tak, ale to nigdy nie jest skończone…
KB&PB: Dziękujemy bardzo za rozmowę!
Ewert and The Two Dragons: Dziękujemy! Do zobaczenia w Polsce!
Specjalne podziękowania dla: Toomasa Olljuma i Karla Sirelpuu za umożliwienie przeprowadzenia wywiadu
Karolina Babij, Paula Bulanda