Ciężko jest opowiadać o ludziach chorych i niedołężnych z humorem i dystansem. Nie jest to problem jedynie polskiego kina, które często z takimi tematami się boryka. Rzadko spotyka się takie przypadki także za oceanem, czego dowodem są chociażby świetne, ale bardzo w klimacie ciężkie filmy „Moja lewa stopa” czy nakręcony po części w Europie „Motyl i skafander”. Niech chlubnym wyjątkiem będą więc „Sesje” Bena Lewina, film może nie do końca satysfakcjonujący, ale pozostawiający dużo dobrych wrażeń. Lewin w swoim obrazie opowiada historię Marka O’Briena, poety i dziennikarza, który przez na olbrzymią część swojego życia został przykuty do łóżka po przebytej w dzieciństwie chorobie polio. Nadchodzi jednak moment w życiu Marka, w którym nasz bohater postanawia coś zmienić. Ba postanawia zrobić bardzo duży i trudny dla niego krok – chce po raz pierwszy pójść z kobietą do łóżka! W tym celu wynajmuje, jak to jest nazwane eufemistycznie, seks surogatkę, choć ciężko jest mi wskazać cokolwiek, co odróżniałoby ten zawód od typowej prostytucji. Może jednak chodzi o to, żeby się chociaż ładnie nazywało. Znajduje wydaje się idealną kandydatkę – Cheryl (nominowana do Oskara Helen Hunt). Sytuacja Marka jest, lekko mówiąc, nie do pozazdroszczenia. Nie może się ruszać, jest niemal w 100 procentach uzależniony od innych ludzi, jak i od maszyny podającej tlen. Jednak wciąż w jego życiu jest miejsce na dużo humoru. To właśnie odróżnia mocno „Sesje” od innych przedstawicieli tego gatunku. Wyróżnia z jednej strony na plus, gdyż jak na film opowiadającym o bardzo ciężkim, trudnym temacie można się całkiem przyzwoicie pośmiać, trochę też popłakać, głównie jednak ze szczęścia. Z drugiej strony można to traktować jako minus „Sesji”, gdyż przez ten lekki ton pozostają filmem, o którym się długo nie pamięta. Należy go traktować bardziej jako solidną rozrywkę, niż jakikolwiek głos w kwestii równouprawnienia osób niepełnosprawnych, jak i seksualnego wyzwolenia tego typu osób. Jest to jednak rozrywka bardzo inteligentna, a co najważniejsze rewelacyjnie zagrana. Trio aktorskie John Hawkes, Helen Hunt i William H. Macy dają popis swoich umiejętności. Hawkes jest emocjonalnym jądrem opowieści, z jednej strony idealnie wpisuje się w lekki, zabawny klimat opowieści. Z drugiej zaś po mistrzowsku opanował ruchy, mowę ciała człowieka niepełnosprawnego. Helen Hunt w swojej bardzo odważnej kreacji dowodzi, że jej Oskar za „Lepiej być nie może” nie był dziełem przypadku, zaś William H. Macy ma najlepsze komediowe dialogi w filmie. „Sesje” to porządne amerykańskie kino niezależne. Nic może wielkiego, zmieniającego myślenie o sposobie pokazywania ludzi niepełnosprawnych na ekranie. Ale wciąż solidne i bardzo dobrze zagrane kino. Polecam. Maciej Stasierski