Dekonstrukcja filmu, fragmentaryzacja fabuły, eksperymentowanie z celuloidem, w skrócie Awangarda. Nurt w sztuce rozwijający się na początku XX wieku objął nie tylko sztuki piękne, czy literaturę, ale również nowe medium, film. Historia rozwoju Awangardy w kinie jest szalenie interesująca i bogata w przykłady, począwszy od Waltera Ruttmanna, kończąc na Luisie Buñuelu i jego przełomowym „Psie Andaluzyjskim”. Jednak dzisiaj przenosimy się blisko 40 lat w przód do Czechosłowacji, gdzie reżyserka Věra Chytilová nakręciła jeden z najważniejszych przykładów filmowej Awangardy oraz tamtejszej Nowej Fali. Już samo sklasyfikowanie go do jednego gatunku jest niebywale trudne. Z jednej strony jest to filmowy kolaż, z drugiej to dokument o wolności tworzenia, a z innej zaś fabuła o przyjaźni dwóch bohaterek. Bunt Chytilovej wobec amerykańskiemu oraz konserwatywnemu poglądowi na kino był tak duży, iż stworzyła swego rodzaju manifest, który stał się wzorem dla przyszłych autorów między innymi Jacquesa Rivette’a, ale o tym później.
Dwie główne bohaterki o imieniu Maria od dłuższego czasu mają poczucie, że wszystko na świecie ulega stopniowej degeneracji, w związku z czym one również postanawiają być zdemoralizowane. Konsekwentnie kierują się zasadą: poza zabawą nic nie ma znaczenia. Uwodzą mężczyzn udając skromne i niewinne dziewczęta, aby po zjedzeniu wystawnej kolacji na ich koszt odprawić ich pierwszym lepszym pociągiem. Szybko jednak zaczynają odczuwać znudzenie i szukają nowych, zabawniejszych wrażeń. Kiedy wreszcie poznają smak nieskrępowanej niczym wolności, sprawy zaczynają wymykać im się spod kontroli, a one same w końcu dojdą do wniosku, że życie bez tzw. kręgosłupa moralnego jest tylko pustą rozrywką bez większego sensu.
W jednym z czołowych reprezentantów filmowego modernizmu można znaleźć dosłownie wszystko. To eksperyment podobny do dzieł Jacksona Pollocka, w którym to widz jest interpretatorem i to on nadaje mu sens (wiadomo w każdym dziele zachodzi ten sam tok myślenia, jednak tutaj skala jest nieporównywalnie większa). Artysta w żaden sposób nie chce ingerować w strukturę myślenia obserwatora, czy też dokładniej uczestnika procesu poznawczego sztuki. Věra Chytilová w swoich „Stokrotkach” ukazała prawdziwą wolność i bezkompromisowość artyzmu. Eksperymentuje z formą, treścią oraz bawi się koloryzacją materiału. W zasadzie każdy aspekt poddany jest pewnemu przekształceniu będącemu tym samym zaprzeczeniem klasycznemu rozumowaniu poszczególnych elementów składowych.
Warstwa fabularna nie jest najbardziej istotna, w gruncie rzeczy obserwujemy przez ponad godzinę niczym nieskrępowane hulanki dwóch Marii. Reżyserka skupia się bowiem na innych punktach, a całe przesłanie, czy też symbolika wypływa z coraz to dziwniejszych zagrań formalnych. Można powiedzieć, że podczas oglądania tych ekscentrycznych sekwencji doznajemy podobnych stanów, co główne bohaterki. To jeden wielki sen, odlot narkotykowy, a nawet ekstaza. Nic dziwnego, że wywarł tak ogromny wpływ na przyszłość, a Chytilová za swoją artystyczną autonomię została ukarana przez komunistyczne władze banicją z kraju, a sam film został tzw. „Półkownikiem”. Na szczęście pewna kopia wędrowała po przeróżnych festiwalach, a Jacques Rivette będąc oczarowany jego strukturą postanowił nakręcić własną wersję „Stokrotek”. W efekcie powstało jeszcze lepsze dzieło „Celine i Julie odpływają”, które notabene można było obejrzeć podczas tegorocznych Nowych Horyzontów w programie retrospektywy Rivette’a. Koncept czechosłowackiej reżyserki w połączeniu z warsztatem francuskiego nowofalowca poskutkował epokowym dziełem analizowanym na filmoznawczych zajęciach.
Na koniec osobny akapit chciałem poświęcić kreacjom aktorskim dwóch głównych bohaterek. Wcześniej nieznane, najprawdopodobniej nie mające z aktorstwem nic wspólnego, Ivana Karbanová oraz Jitka Cerhová dają koncert bezpruderyjnej gry. Gry na ekranie jak i z samym widzem, który obserwując ich intymne konfrontacje niejako staje się uczestnikiem historii. Być może zawodowy aktor nie zgodziłby się na takie, że tak się wyrażę, wariactwa, a sam efekt nie byłby tak wiarygodny jak ten, który udało się osiągnąć: skrajny eksperyment będący jednym z największych osiągnięć filmowej Awangardy. Jeśli chcecie rozpocząć swoją przygodę z czechosłowacką Nową Falą, to nie ma lepszego filmu niż „Stokrotki”. Po prostu zabawa na całego!
Ocena:8/10