Ostatnio nie mogę spać, nie mogę normalnie jeść. Ciągle mi czegoś brakuje, ciągle czegoś szukam. Od wielu dni zastanawiałem się czego, jednak rozwiązanie przyszło dopiero dziś. W sposób jak najbardziej prozaiczny, nie ukrywam, bo i po co. Mianowicie wyjrzałem przez okno i eureka! Potrzeba mi chłopaka, właśnie tego szukam. Szukam chłopaka. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Żeby jednak nie tracić czasu przysiadam się do sterty tabloidów, tygodników publicystycznych i innych takich, które piętrzą się na stole. Biorę pierwszy od góry. Na okładce Doda. Odpada, nie ma w ogóle zarostu. Porządny facet musi mieć zarost, zwłaszcza na torsie, ta niestety go nie posiada. Przeglądam powoli… Orlando Bloom – w filmach nawet niezły, tutaj wygląda na lekko niedomytego. Dziękuję, postoję. Dalej Małaszyński. Za bardzo mdły, nijaki. Facet, nie tylko mój, musi być przede wszystkim jakiś. Nie może być nijakim powsinogą, który człapie za mną z wywieszonym językiem. Nawet jeśli przyniesie kwiatki (jeśli ktoś chętny – bardzo lubię konwalie). Heh, nic nie ma w tej gazecie. Biorę następną. Jan Maria Rokita. Coś nie bardzo, nie mój typ, nie lubię męża i mąciwody stanu w jednym. Chociaż charakterek ujdzie w tłoku. Dalej Beger. Baba, odpada. Dalej Andrzej na traktorze. Za bardzo krzykliwy. Nie lubię takich. Facet powinien być twardy, umieć bez wrzasku załatwiać wszystkie sprawy. Poza tym nie lubię wiejskich pojazdów zmechanizowanych o napędzie silnikowym… Biorę kolejną gazetę i zastanawiam się, jakiego mężczyzny właściwie szukam. Śmieszka, Casanovy, czy może amanta? To ostatnie by pasowało, a przynajmniej mogłoby być miło. Czasami, choć liczę na zwiększoną aktywność i finezję partnera. Jednak czy u nas w ogóle można kogoś nazwać amantem, chociażby kinowym? Kiedyś byli Łomnicki i Łapicki, był Olbrychski, był Linda. Każdy z nich został zaszufladkowany – a to jako Wołodyjowski, a to jako Kmicic lub, jak Linda jako twardy facet, co tylko umie strzelać z pistoletu i walić w mordę. Pomijam, że każdy z nich był i jest świetnym aktorem, jednak oprócz tego byli prawdziwymi amantami. Kobiety szalały na ich punkcie, a oni byli szarmanccy, potrafili jednym spojrzeniem sprawić, że kobieta była ich. Dziś takich nie ma, wiec moje poszukiwania są znacznie trudniejsze. Wszyscy są jacyś szorstcy i wręcz drewniani. Nie przejmuje się tym zbytnio, sięgam po kolejna gazetę. Jerzy dudek. Nie, nie mój typ. Nie lubię bramkarzy, mam złe doświadczenia. Poza tym za często nie ma go w domu. Zidane. No, coś w tym byku jest, ale nie znam francuskiego dialektu (nie powiem języka, bo wyjdę na erotyczną sierotę). Patrzę dalej – Małysz. Za cichy, za spokojny. O, jest jakiś nie – sportowiec. Zakościelny. Też nie bardzo. Cukierkowy, nie przeklnie nie weźmie siłą ani nic. Taki jak Małaszyński, czyli niemrawy jakiś taki. Spojrzenie też jakieś takie niezbyt głębokie. Słowem do amantów nie należy. Idę po tych stronach, ciągle je przeglądam… O, Piotr Adamczyk. No, to już coś. Rezolutny, mądry, potrafi być zabawny (jak w ,,Dziupli Cezara”), przystojny i żywy, przede wszystkim żywy, dynamiczny. Dalej Przemek Cypryański. Ten podoba mi się najbardziej. Na amanta w sam raz. Szkoda tylko, ze gra w ,,M jak miłość”, którego nie mogę oglądać. Za dużo tam problemów, a ja poruszony po każdym odcinku dzwonię do przyjaciół i roztrząsam problemy. Zbyt dużo mnie to kosztuje. Przeglądam dalej i nic. Nic ciekawego, nie ma na kim oka zawiesić. Jednym słowem bieda z nędzą przez ten świat amantów pędzą. A ja jak dalej szukam chłopaka, tak dalej go nie mam. Nie chcę oczywiście takiego faceta, jak opisywał Stallone, czyli ,,jedzącego hamburgery, pijącego piwo i pierdzącego, ile wlezie”. Sly zresztą też mnie nie kręci. W tych gazetach tak samo – nikt mnie nie kręci. Dlatego może lepiej zajmę się jakimś sensownym zajęciem, bo szukanie prawdziwego faceta, to ciężki kawałek chleba. Zwłaszcza, że w około same cukiereczki, ciasteczka i inne śliczne buziuchny, a prawdziwego mężczyzny na miarę Lindy czy Cybulskiego, ani śladu.