Malawi to państwo, które według podanych przez Wikipedię informacji jest jedną z najbardziej zacofanych gospodarek na świecie. Jest to także państwo od lat zmagające się z epidemią AIDS i wyjałowieniem gleby. W tym klimacie funkcjonuje pięciu muzyków z Nkhata Bay – Albert, Guta, Solomon, Myrias i Peter tworzących razem zespół Tonga Boys. 24 marca facebookowa strona wydawnictwa 1000Hz opublikowała post z prośbą o pomoc dla afrykańskich artystów.
Peter Kaunda – jeden z członków Tonga Boys – jest w stałym kontakcie z wydawnictwem 1000hz. Na stronie wydawnictwa wyczytać można: „uwaga, dramatyczna sytuacja Tonga Boys! piszą: we have no sufficient accomodation nor food. We really need help! Czy to prawda, że talent jest więcej wart niż pieniądze? Jeśli tak, bardzo prosimy Was o kupowanie ich płyty i udostępnianie tego posta. Naprawdę warunki, w których żyją Tonga Boys, są fatalne, a promowanie ich muzyki od samego początku miało pomóc nie tyle w robieniu karier, co w wyrwaniu ich z zamkniętego kręgu ubóstwa. Ale bez Was to się nie uda!” Informacje pochodzą prosto od członków zespołu i są wiarygodne, zatem apelujemy – kupujcie album. Nie dość, że jesteście w stanie pomóc, to dostajecie przy tym kawał dobrej muzyki.
Co czyni muzykę Tonga Boys wyjątkową? Cóż, do tego wystarczy opis albumu „Tiri Bwino” na bandcampie. Większość czasu muzycy spędzają w okolicy głównego rynku Mzuzu, gdzie próbują zarobić jakiekolwiek pieniądze grając. Tam też album został nagrany – w czasie jednego z występów na żywo. Poza jedynym bębnem który posiadają oraz dodanym na etapie produkcji elektronicznym kickiem wszystkie instrumenty wykonane zostały w duchu DIY. Plastikowe wiadra, puszki wypełnione żwirem czy chociażby gitara z drutów i kawałka deski.
Niezwykle ciekawy jest też zakres tematów poruszanych przez wydawnictwo – z jednej strony tabu: bieda, niemoc, brak leków, śmiertelność noworodków i czarna magia, ale z drugiej znajdziemy tu też historię człowieka rozdartego pomiędzy swoimi pijącymi znajomymi a narzeczoną, a także utwór o plemiennych tańcach Malawi. Mimo swojej zatrważającej sytuacji zespół zachowuje dozę pozytywnej energii.
Z mojej strony mogę dodać tylko tyle, że w tej muzyce jest coś hipnotyzującego. Równie silny jest też aspekt taneczny – w kontekście muzyki zawartej na „Tiri Bwino” śmiało można użyć słowa „skoczna”. Mimo niepodważalnie afrykańskich korzeni i wykonania, jest też nieco przesiąknięta zachodnim podejściem do grania, ale to wcale nie jest przywara. Zakładam, że użyty na bandcampie tag „pop punk” padł tu nieprzypadkowo.