Polska mapa festiwalowa z pewnością rozrasta się z roku na rok. Nic więc dziwnego, że na początku drugiej połowy sierpnia w naszym kraju koncertowi wyjadacze wybrali się albo do Krakowa na Live Festival, do Cieszanowa na Rock Festiwal albo w zupełnie inną stronę – do Olsztyna. Każdy, kto wszedł w ten artykuł raczej wie, że byłam w tej trzeciej grupie. I chociaż na warmińskim festiwalu zagościłam po raz pierwszy, to po dwóch dniach spędzonych tam, już mogę powiedzieć, że nie ostatni. W tym momencie nasuwają się pytania; co sprawiło, że nie dość, że chciało mi się jechać na niemal drugi koniec kraju, to jeszcze chce mi się tam w przyszłości wracać? Na odpowiedź składa się kilka czynników.
Po pierwsze – line-up
Mocny skład muzyków występujących na festiwalu to lwia część sukcesu. Dlatego nie ma co się dziwić, że bilety na imprezę rozprzedały się w każdy możliwy sposób; zarówno karnety jak i bilety na poszczególne dni. Publiczność uraczyły kocnerty takich wykonawców jak: Brodka, Dawid Podsiadło, Varius Manx (z gościnnym występem Kasi Stankiewicz), czy Natalia Nykiel. Nie zabrakło również debiutantów (Rosalie., New People bądź Ralph Kamiński) ani czegoś dla fanów polskiej rap gry (Bisz/Radex, L.U.C, Otsochodzi, Grubson). Oprócz wymienionych wyżej wystąpili również: Coma, Arek Jakubik ze swoim nowym solowym albumem, Nixes, Kortez, Bitamina, Król, Pola Rise i osobiście mój ulubiony projekt w tym roku – Albo Inaczej 2.
Po drugie – inne atrakcje w programie
Festiwal muzyczny na ogół kojarzy się z niczym innym jak z koncertami. Nie ma się więc co dziwić, że organizatorzy skupiają się głównie na tym, jednak dobrze jak zapewnione są jakieś inne urozmaicenia. W Olsztynie tego nie brakowało – uczestnicy mieli naprawdę szeroki wachlarz przeróżnych możliwości spędzenia czasu; zaczynając od kina, poprzez stoiska z grami planszowymi, a kończąc na skoku na bungee. Ponadto na terenie znajdowało się kilka stref tematycznych: Eko, Mody, Kulinarna i Strefa Sportu.
Po trzecie – lokalizacja
Po Polsce jeżdżę dużo i także o kilka festiwali w kraju też zahaczyłam swego czasu, ale słowo daję, nie widziałam jeszcze bardziej malowniczej lokalizacji koncertowej. Plaża miejska przy jeziorze Ukiel, może i brzmi niepozornie, ale naprawde prezentuje się imponująco. Przez samo wizualne wrażenie aż chce się wracać, a długi pomost, z którego można podziwiać Olsztyn Stage (mniejszą scenę) to mój osobisty faworyt.
Po czwarte – cena
Nie ma co się tutaj rozwodzić, jak na ostatnie standardy pojedynczych koncertów polskich artystów, gdzie kwota jest często niemała, to te 85zł za karnet czy 55zł za jeden dzień to naprawdę korzystna cena. Ponadto stawki na terenie festiwalu za gastro, piwo itd. też mieściły się w granicach festiwalowej normy.
Po piąte – ogólna organizacja festiwalu
Na ten piąty czynnik oczywiście składają się cztery powyższe, ale też warto dodać do nich ten zmysł organizacyjny, który niemalże unosił się w powietrzu. Wszystko odbywało się punktualnie (wyjątkiem jest drugi dzień, kiedy przez pogodę wydarzenia były przesunięte o 30 minut później, jednak organizator poinformował o tym uczestników odpowiednio wcześnie). Może jedynym zgrzytem była niewystarczająca jednak ilość autobusów w godzinach wieczornych, ale sam fakt zorganizowania dodatkowej komunikacji spod Plaży Miejskiej jest jak najbardziej na plus, czego na przykład brakuje na wrocławskiej 3-majówce, a o ile przecież Olsztyn jest mniejszy od Wrocławia.
Tak więc teraz jak najbardziej rozumiem fanów tego na pierwszy rzut oka niepozornego festiwalu. Wszystkim, którzy zastanawiali bądź będą się zastanawiać nad koncertową wycieczką nad jezioro Ukiel mogę jak najbardziej dać, nomen omen, zielone światło i swoją rekomendację.