Nie tak wyobrażałem sobie polską drużynę w Lidze Mistrzów, a bardzo czekałem na polski akcent w tych rozgrywkach.
Wielu polskich kibiców bardzo długo czekało na to, aż polski zespół zagra w piłkarskiej Lidze Mistrzów. Mi najbardziej zapadły w pamięci próby Wisły Kraków, ale niestety za każdym razem były nieudane.
Wyobrażałem sobie, że kiedy już to nastąpi, awans wywalczy drużyna budowana konsekwentnie i mądrze, rokrocznie robiąca postępy. Marzył mi się hegemon, który na lata zdominuje polską ekstraklasę, ze szkodą dla sportowych emocji na rodzimych boiskach, którą wynagradzałyby ogromne emocje na arenie międzynarodowej. I choć było mi żal, że dwa lata temu z kuriozalnych przyczyn to Celtic Glasgow wywalczył awans do LM kosztem Legii, to spodziewałem się, że stołeczny klub szybko się podniesie. Marzyła mi się wielka Legia Warszawa, która zasłużenie wywalczy awans i będzie walczyła jak równy z równym z czołowymi europejskimi zespołami. Marzyła mi się Legia z mądrym trenerem, mnóstwem utalentowanych polskich graczy, najlepiej młodych, uzupełnionych o doświadczonych obcokrajowców. Marzyła mi się Legia, będąca pewniakiem.
Owszem, magia piłki nożnej polega na tym, że czasem kopciuszek odnosi sukces bądź wygrywa wbrew kosztem bardziej utytułowanego rywala. Niestety, Legia nie powinna w tym roku grać w Lidze Mistrzów. Nie zasługuje na to. A zachowania warszawskich pseudokibiców i kłótnie między właścicielami dodatkowo powiększają niesmak i chaos.
Miało być pięknie, a póki co wychodzi jak zwykle. Przypomina to stary dowcip o tym, że Bóg zapytany, kiedy polski klub wygra Ligę Mistrzów, odparł, że nie za jego kadencji. Mimo wszystko mam nadzieje, że doczekam się polskiego klubu piłkarskiego, który ogra Real Madryt albo F.C. Barcelonę. W sumie jeszcze do niedawna wątpiłem w sukcesy polskiej reprezentacji w piłce nożnej i w to, że pojawi się ktoś klasy Lewandowskiego. Jak widać, w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. Ale nie zdarzają się też cuda. To wynik ciężkiej pracy, wytrwałości i konsekwencji.
Michał Hernes