David Fincher należy do najciekawszych twórców Hollywood. Jego dokonania można by określić jako kino popularno-ambitne, gdyż stosując konwencję typowego thrillera czy kryminału zawsze potrafił zagrać na uczuciach widza i nierzadko zmusić go do zastanowienia. Uznanie krytyki i kinomanów zyskał dzięki klasycznym już obrazom – „Siedem” i „Podziemnemu kręgowi”. Długo, bo 5 lat, trzeba było czekać na jego kolejny film. Było warto, gdyż „Zodiak” to sprawnie zrealizowany kryminał i jak dotąd jeden z najlepszych filmów roku.
W San Francisco dochodzi do serii tajemniczych zabójstw. Sprawca podpisujący się imieniem Zodiak kontaktuje się z miejscową policją i redakcjami najważniejszych gazet. W listach szczegółowo opisuje dokonywane przez siebie zbrodnie. W śledztwo prowadzone przez inspektora Dave’a Toschiego (Mark Ruffalo) mocno angażuje się dwójka dziennikarzy San Francisco Chronicle – rysownik komiksów Robert Graysmith (Jake Gyllenhaal) oraz reporter śledczy Paul Avery (Robert Downey Jr.). Po latach żmudnego i bezowocnego dochodzenia jedynie Graysmith jeszcze wierzy, że możliwe jest odkrycie prawdziwej tożsamości Zodiaka. Postanawia opisać swoje osobiste śledztwo w książce, na której oparty został film.
„Zodiak” to najlepszy dowód, że Fincher jest genialnym reżyserem, który spokojnie może się równać z największymi mistrzami gatunku. W filmie stosuje bardzo interesująca narrację. Z jednej strony z niesamowitą skrupulatnością odtwarza toczące się przed laty śledztwo, z drugiej kreśli portrety trójki najbardziej zaangażowanych w nie osób – Graysmitha, Toschiego i Avery’ego. Rekonstrukcja wydarzeń na pierwszy rzut oka mogłaby się wydawać nieciekawa. Bo właściwie cóż może być zajmującego w ciągłych rozmowach i bardzo powoli toczącej się akcji. W tym miejscu najsilniej widać kunszt Finchera. Dzięki dozowaniu emocji, wprowadzeniu bardzo mrocznej, często przeszywającej widza, atmosfery potrafi uczynić ten szalenie przegadany wątek czymś interesującym od samego początku do samego końca. Dodatkowo w umiejętny sposób wprowadza do fabuły kolejnych, urozmaicających akcję, bohaterów. Do najciekawszych zaliczyłbym miejscowego adwokata Melvina Belli, w mistrzowskiej interpretacji jak zawsze świetnego Briana Coxa, czy towarzyszkę życia Graysmitha (w tej roli nominowana do Oskara, świetna Chloe Sevigny). Film mimo wolnego tempa właściwie nie pozwala na nudę. Fincher nie podsuwa łatwych rozwiązań. Wyśmienicie udaje mu się utrzymywać widza w ciągłej niepewności, zmusza go do pełnego skupienia.
Duże brawa nalezą się również Jamesowi Vanderbiltowi, autorowi scenariusza. W jego skrypcie nie ma na szczęście typowych dla kryminału schematów i uproszczeń. Głównie z powodu bardzo szczegółowego przedstawienie historii zapisanej w książce Graysmitha film nie należy do najkrótszych (2 godziny i 38 minut). Całość akcji jest oparta w dużej mierze na świetnych, pełnych inteligentnych i ciętych uwag, bardzo ostrych dialogach. Fakt, że ich nagromadzenie nie nudzi jest najlepszym dowodem, jak dobrze są one napisane.
Fincher obok szczegółowej, niemalże dokumentalnej, rekonstrukcji wydarzeń kreśli interesujące portrety najbardziej zaangażowanych w śledztwo osób. Pomagają mu w tym kapitalnie grający aktorzy. Szczególnie duże wrażenie robi gra Roberta Downeya Jr. Jego Paul Avery to postać niejednoznaczna, genialny dziennikarz z problemem alkoholowym, który doprowadza go do upadku. Downey czuje się w tej roli jak ryba w wodzie. Z niesamowitą łatwością potrafi zagłębić się granego przez siebie bohatera. Pozostaje mieć nadzieję, że Downey na dobre powrócił do czołówki aktorów Hollywood, gdyż talentem z pewnością dorównuje najlepszym. Wygląda na to, że staje się kolejnym, po Marion Cotillard i Chrisie Cooperze, kandydatem do Oskara. Podobnie zresztą można określić Marka Rufallo i Jake’a Gyllenhaala. O ile ten drugi to już niemal klasa sama w sobie, o tyle Rufallo nie miał jak dotąd większych szans na pokazanie pełni swoich możliwości. Często dostawał bowiem role małe lub nie będące żadnym aktorskim wyzwanie. Dave Toschi to jednak postać bardzo ciekawa, policjant, który z niesamowitą determinacją pragnie schwytać Zodiaka, traktując go jako największe wyzwanie w swojej karierze. Jego walka okazuje się jednak bezowocna. Rufallo rewelacyjnie wpasował się w postać dając być może największy popis w swojej dotychczasowej karierze.
„Zodiak” nie byłby pełnym sukcesem gdyby nie fenomenalne, ostre, często przyciemniane zdjęcia Harrisa Savidesa i rewelacyjny, szybki montaż. Świetnym dopełnieniem jest także klimatyczna muzyka Davida Shire’a. Co jakiś czas w podkładzie słyszymy interesująco dobrane piosenki.
Film Davida Finchera to jeden z najlepszych filmów roku. Na taką ocenę wpływ mają świetnie napisane dialogi, doskonała reżyseria i warte Oskarów kreacje głównych aktorów. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że Akademia nie zapomni o filmie, który pojawił się w kinach tak wcześnie. Marsz do kina!