Michał i ja do teraz nie możemy się oprzeć wrażeniu, że wraz ze śmiercią wielkiego Andrzeja Wajdy skończyła się pewna epoka w kinie. Szczęśliwie pozostanie po nim na zawsze wielki dorobek, dzieła znakomitego filmowca, który przez ponad 60 lat nie tylko zmieniał naszą kinematografię, ale nas. Wpływał na postrzeganie przez nas rzeczywistości. Tworzył w czasach, kiedy kino było bronią, dzięki której obalało się ustroje i zmieniało rzeczywistość społeczną. Potem jednak potrafił się zaadaptować do nowej. Sięgał po najważniejsze zdobycze polskiej literatury, ale też i tworzył własne historie. Był filmowcem kompletnym i takim go pamiętajmy. Wybraliśmy z Michałem po 2 filmy, jeden z jego okresu przed transformacją i jeden po, żeby pokazać Wam jak wielki był dawniej i jak wielki wciąż bywał później.
Wskazania Michała Hernesa
Przekładaniec
Andrzej Wajda był filmowcem bardzo wszechstronnym i żadnego gatunku się nie bał. Mówiąc szczerze, obawiałem się jednak, jak mu wyjdzie film science fiction. Na szczęście wziął się nie za superprodukcję w klimacie Gwiezdnych wojen, tylko za fantastyczną komedię, do której scenariusz napisał sam Stanisław Lem, inspirując się swoim opowiadaniem Czy pan istnieje, panie Jones. Do głównej roli zaangażowano zaś Bogumiła Kobielę, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Aż szkoda, że to tylko krótki metraż, ale warto obejrzeć. To przednia zabawa, choć niepozbawiona tragikomicznych refleksji na temat ludzi i naszej przyszłości.
https://www.youtube.com/watch?v=f5_JG2n_LxA
Tatarak
Bardzo pozytywna niespodzianka. Nie sądziłem, że na stare lata mistrz Andrzej Wajda, który – zdaniem wielu – najlepszy okres kariery miał już dawno za sobą, zrobi film tak oryginalny i przejmujący. Tatarak nie jest klasyczną ekranizacją opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, tylko autotematyczną opowieścią o tworzeniu filmu, w której grająca główną rolę Krystyna Janda próbuje przepracować traumę po przedwczesnej śmierci swojego męża, operatora Edwarda Kłosińskiego. Te historie – literacka, filmowa i autentyczna, zazębiają się ze sobą w sposób intrygujący, przejmujący i gęsty do granic arcydzieła.
Wskazania Macieja Stasierskiego
Niewinni czarodzieje
Film obejrzany przeze mnie niedawno, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Tadeusz Łomnicki i Krystyna Stypułkowska stworzyli najbardziej uroczą i cudownie niezgraną parę w polskim kinie, żyjąc wszystkie nieprzespane noce. Nie jest to typowy dla Wajdy film o wielkim ciężarze gatunkowym, a raczej kino odpoczynkowe, które wygrywa klimatem, lekkością bytu, przez którą nie trzeba myśleć o następnym dniu, ba o następnej godzinie. Czarodzieje to też popis muzyczny Krzysztofa Komedy, którego muzyka jest być może podstawowym budulcem tej pozytywnie sennej opowieści. Wajda w wersji lajt – rzadka przyjemność!
https://www.youtube.com/watch?v=15o5gl77pAc
Katyń
Wybór nieoczywisty, właściwie trochę wbrew sobie, ale jednak wskazałem na Katyń, bo pokazał w nim Wajda, że bywał wielki nawet wtedy, kiedy brakowało mu dystansu do historii. To, że go brakowało, w przypadku Katynia (który miał się nazywać Post Mortem), jest zrozumiałe. Jednak różnica między tym filmem a Wałęsą jest taka, że podobny brak dystansu w przypadku tego drugiego filmu przerodził się w przeciętność i tanie efekciarstwo. Tutaj, szczególnie w otwierającej godzinie filmu, mamy moc, której oczekiwaliśmy od takiego tematu. Wajda nie walczy z chaosem tej historii, bo wie, że między wojną a chaosem trzeba postawić znak równości. Zabrakło mu być może do końca w tej sprawie konsekwencji, bo druga część filmu jest zdecydowanie bardziej konwencjonalna, a puenta jak bardzo mocna, tak narzucona dość mechanicznie. Jednak warto nie zapominać o Katyniu, bo to film ważny, poruszający i otwierający dyskusję. Najlepszą jej kontynuacją byłaby kolejna próba zmierzenia się z tematem. Wajda musiał, bo było to dla niego osobiście ważne, teraz czas na kogoś młodego, kto może.
Dzięki mistrzu, że byłeś z nami tyle lat. Czekamy na Powidoki, niech będą idealnym zwieńczeniem Twojej wielkiej kariery!
Foto: PAP/Adam Warżawa