Przy okazji filmów biograficznych nie raz zdarzało mi się już pisać, że streszczona w nich historia była wręcz gotowym scenariuszem. Po obejrzeniu „Najlepszego” muszę chyba jednak odwołać swoje słowa. W przypadku Jerzego Górskiego trudno nie odnieść wrażenia, że urodził się on tylko po to, aby ktoś mógł kiedyś przenieść jego życie na kinowy ekran. Co ciekawe, zanim film Palkowskiego ujrzał światło dzienne, ten niezwykły człowiek pozostawał postacią praktycznie nieznaną.
Problemy Górskiego z używkami zaczęły się, gdy ten miał 14 lat. Niewinne popalanie papierosów, z czasem przerodziło się w uzależnienie od alkoholu i skończyło na ciężkich narkotykach. Półtorej dekady później nasz bohater przypominał już żywego trupa – miał za sobą kilka prób samobójczych, a dziennie zdarzało mu się pochłaniać góry heroiny. I wtedy nastąpił przełom – ważący około 50 kilogramów narkoman o zapadniętych policzkach i naznaczonych strzykawką oraz żyletką rękach, trafił do Monaru, gdzie jak twierdzi – narodził się na nowo. Surowa dyscyplina, ostre karanie za bycie choćby podejrzanym o używki oraz silny nacisk na sport pozwoliły odbić mu się od dna. Z czasem Górski uzależnił się ponownie. Jego nowymi narkotykami stały się bieganie, pływanie i jazda na rowerze. W ciągu następnych sześciu lat nadludzka determinacja pozwoli mu osiągnąć więcej niż mogłyby na to pozwolić prawa fizyki. O tym, jednak przekonajcie się sami, bowiem mam przeczucie, że „Najlepszy” największe wrażenie robi wtedy, gdy nie jesteśmy dokładnie zaznajomieni z całą historią.
Film Łukasza Palkowskiego zaczyna się na początku lat osiemdziesiątych, czyli tuż przed największą narkotykową przepaścią Górskiego. Rozpoczęcie akcji w takim miejscu od razu sygnalizuje, że będziemy mieli do czynienia z opowieścią skrojoną według hollywoodzkiego schematu: „od zera do bohatera”, czy też „przez trudy do gwiazd”. Pierwszy akt obejmuje więc upadek na dno. Sceny przedstawiające kolejne stopnie uzależnienia Górskiego, pomimo dramaturgicznej i inscenizacyjnej werwy, momentami niebezpiecznie balansują jednak na granicy przerysowanego banału. Z gigantycznymi bliznami wokół ust, żółtymi zębami i demonicznym głosem Gierszał, bardziej przypomina ledgerowskiego Jokera niż człowieka pogrążonego w głębokiej depresji. To uproszczenie służy jednak filmowi, ponieważ dzięki niemu tym lepiej udaje się podbudować przemianę głównego bohatera. Gdy ta zaczyna następować, Palkowski dociska nogę do gazu i nie zdejmuje jej już do końca.
Gorycz porażki i słodycz zwycięstwa, walka z przeciwnikiem i z samym sobą, miłosne rozczarowania i romantyczne uniesienia, błyskotliwy humor, dynamiczny montaż, rockowe szlagiery, relacja „mistrz i uczeń” oraz szczęśliwe zakończenie. Tak, „Najlepszy” korzysta ze sprawdzonego już setki razy w kinie sportowym komercyjnego przepisu na sukces. I choć widząc taką listę schematów niejeden pokusiłby się o nazwanie filmu sztampą, ten prezentuje się jak najbardziej świeżo i soczyście. Przede wszystkim dzięki niespotykanej (zwłaszcza w polskim kinie) realizacyjnej biegłości. Łukasz Palkowski, który już w swoim poprzednim filmie, “Bogach”, pokazał, że potrafi tworzyć lekkie i inspirujące opowieści o ludziach, odnoszących sukces w skrajnie niesprzyjających warunkach, tym razem nakręcił obraz dużo bardziej spektakularny. I choć w kilku momentach można odczuć mały przerost ambicji tworzenia Wielkiego Widowiska (sceny, w których Górski mierzy się przed lustrem ze swoim zombie alter-ego to stratosfera kiczu), „Najlepszy” nie traci bezpretensjonalnego uroku, głównie dzięki dowcipnym dialogom i pierwszorzędnemu aktorstwu. Dość powiedzieć, że Jakub Gierszał zagrał być może najlepszą rolę w swojej karierze, ale olbrzymie wrażenie robią również znakomite, komediowo-dramatyczne kreacje Arka Jakubika i Adama Woronowicza.
Całość byłaby jednak jedynie cyrkową sztuczką, chwilą przyjemności, o której zapomnielibyśmy zaraz po wyjściu z kina, gdyby nie jeden, prosty, ale niezwykle istotny fakt – ta niezwykła historia wydarzyła się naprawdę. W erze mówców motywacyjnych, coachingu i innych nie zawsze skutecznych bodźców, mających pobudzić człowieka do działania, sama świadomość istnienia Jerzego Górskiego powinna być ponadprzeciętną inspiracją, a co dopiero poznanie jego losów w formie trzymającego napięciu widowiska. Jeśli „Najlepszy” okaże się komercyjnym hitem (a wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują), młode pokolenie może zyskać wartościowy autorytet.
Ocena: 8,5/10