Na kinowe ekrany trafiła kolejna polska komedia romantyczna, a jak można się domyślać, znaczna część widowni na takowe reaguje niemalże alergicznie. Nic nie zachęcało, aby się na nią wybrać – plakat, jak przystało na dystrybutora „Kino Świat”, woła o pomstę do nieba, zwiastun zdecydowanie nie poprawia sytuacji, wielkie logo producenta TVN nie przekonuje, a obsada aktorska nie zbudza dostatecznego zainteresowania (choć plusem jest brak Karolaka wśród odtwórców ról). Jednak, co okazało się być doprawdy zaskakującym, pojawiły się stosunkowo dobre oceny wśród krytyków, a z sal kinowych wychodziła zadowolona publiczność. Czyżbyśmy niesłusznie przekreślali z góry ten znienawidzony gatunek filmowy? Nie do końca, choć „Podatek od miłości” bez większych cierpień można obejrzeć.
Bartłomiej Ignaciuk w swoim dorobku reżyserskim ma jeden film krótkometrażowy, dwa seriale, a teraz dołożył do tego pełnometrażową fabułę. Jak na dojrzałego twórcę nie jest to pokaźna liczba produkcji, jednak kinematografia zna przypadki późnych debiutów przekładających się na wspaniałą karierę. Niewątpliwie, rozpoczynanie swojej przygody z wielkim ekranem poprzez komedię romantyczną stanowi zagranie dość ryzykowne, bowiem wbrew pozorom gatunek ten jest niezwykle wymagający – a może inaczej, odbiorca jest szalenie surowy.
Polski reżyser sięgnął po tematykę typową, ale oprawiając ją w elementy jeszcze nieprzereklamowane, przykładowo czyniąc swoją główną bohaterkę inspektorką podatkową. I tak Klara stawia sobie za cel dopaść migającego się od płacenia podatków Mariana, co może skutkować otrzymaniem awansu. Jednak nie będzie to takie proste i, jak łatwo można się domyśleć, przyczyni się do zbliżenia tych postaci. „Podatek od miłości” porusza jeszcze inne kwestie prócz tej najważniejszej miłosnej – między innymi dylematy pod tytułem kariera czy rodzina lub też ustabilizowanie się czy wieczna niewiadoma. Choć wprowadzenie tych wątków uznać można za wartościowe, to trudno pozbyć się wrażenia, iż zostały potraktowane trochę lekceważąco. Oczywiście, rozbudowanie ich to mógłby być materiał na zupełnie inny film, jednak w tej kwestii odczuwa się niedosyt. Na próżno szukać także w filmie Ignaciuka głębszego przesłania, obraz w żaden sposób nie zmusza do intelektualnego wysiłku, choć uznajmy, że widz po prostu ma się dobrze bawić na seansie. I bawić się dobrze może – „Podatek od miłości” pozbawiony jest tak często spotykanej w polskim kinie żenady, dialogi rozpisane są poprawnie i nawet znajdzie się kilka momentów, w których widz się zaśmieje. Jedynym mankamentem obrazu jest zbytnia ostrożność – scenariusz zdaje się spełniać wszystkie wymogi nakładane na scenarzystę podczas kursów, przez co rysuje się jako poprawny, ale pozbawiony nuty szaleństwa, która mogłaby uwieść widza.
Dużym atutem dzieła Ignaciuka jest odtwórca głównej męskiej roli – Grzegorz Damięcki. Aktor już znacząco doświadczony, choć na swoim koncie ma raczej drugoplanowe postacie. Tym razem reżyser pozwolił rozwinąć mu skrzydła i kto wie, czy nie będzie to pewnego rodzaju przełom w jego karierze. Charyzmatycznie, szarmancko, inteligentnie prowadzi swojego bohatera przez tę romantyczną historię, jednak widz ani razu nie ma wrażenia, iż aktor gra cały czas tak samo. Na tle Damięckiego traci w oczach Aleksandra Domańska wcielająca się w Klarę. Aktorka jest mniej przekonująca w swojej roli, wypada momentami sztucznie, wciąż podobnie, a przez to nużąco. Całość ratują drugoplanowe postacie – zwłaszcza rodzina Mariana oraz Klary.
„Podatek od miłości” jest delikatnie miłym rozczarowaniem – nauczeni na poprzednich produkcjach spodziewamy się najgorszego, tymczasem Ignaciuk prezentuje obraz niezwykle solidny, zwłaszcza pod względem scenariusza oraz gry aktorskiej. Może film nie jest wybitnie zabawny czy przewrotny, ale zdaje się być przyjemnym seansem, który dostarczy trochę rozrywki, trochę zmusi do refleksji nad własną postawą życiową. Na pewno „Podatek od miłości” na długo w pamięci nie pozostanie, jednak gorąco kibicuję Grzegorzowi Damięckiemu, aby coraz odważniej gościł na ekranach filmowych.
Ocena: 5,5/10