Postać Piotrusia Królika liczy sobie już ponad sto lat. Helen Beatrix Potter, która wydała w 1902 roku ilustrowaną książkę zapewne nie spodziewała się, że postać ta tak mocno zakorzeni się zarówno w literaturze, jak i filmie. Kwestią czasu było zatem sięgnięcie przez któregoś z twórców ponownie po bohatera w niebieskim kubraczku w nieco odświeżonej wersji. Will Gluck, który w swoim dorobku posiada produkcje, takie jak To tylko seks czy Łatwa dziewczyna, zwrócił się w stronę kina familijnego (choć nie po raz pierwszy). Ubarwiony znanymi nazwiskami Piotruś Królik zachęcał do seansu nie tylko najmłodszych widzów, ale również tych starszych.
Fabuła wpisuje się w stary, nigdy nienudzący się, motyw zabawy w kotka i myszkę (stosowany nie tylko w filmach typu Polowanie na mysz z 1997 r., ale także Kevin sam w domu z 1990 r.). Mamy więc grupę królików, które próbują wkraść się do ogrodu warzywnego, aby najeść się do syta. Na ich drodze stoi oczywiście niezadowolony ogrodnik, ale poczynania zwierzaków wspiera ładna sąsiadka, co komplikuje sytuację. Trudno stwierdzić, do jakiej kategorii wiekowej skierowany jest ten utwór – niby licznie pojawiają się gagi sytuacyjne, które przypadną do gustu młodszej części widowni, jednocześnie sama fabuła skierowana nie jest raczej do dziecka, bowiem będzie się ono po prostu nudziło. Jeśli ktoś nastawiony jest na rywalizację o ogródek na poziomie batalii wytoczonej przez kultowego Kevina, to srogo się rozczaruje. Stosowane przez bohaterów rozwiązania są dość proste, a szybko na tle pozostałych wydarzeń uwypuklony zostaje wątek romansu. Jednocześnie, trudno kibicować Piotrusiowi lub młodemu McGregorowi, bowiem prezentują narcystyczne, egoistyczne nastawienie do świata, które oczywiście stopniowo ulega zmianie. Postacie są małowymiarowi, zbyt schematyczni, a przez to nieciekawi.
Film ratuje Domhnall Gleeson – świetny popis aktorski pozwala przymknąć oko na niedorysowanie charakteru postaci. Irlandczyk dwoi się i troi, aby utrzymać uwagę widza, i na tym polu odnosi sukces. Gdyby jeszcze w kinach dostępna była wersja z napisami, z pewnością całość prezentowałaby się znacznie lepiej. Trochę rozczarowuje za to Rose Byrne, pozostając zbyt bierna w stosunku do swojego kolegi po fachu. Ograniczona ekspresja postaci sprawia, że aktorka stanowi jedynie poboczny element, a nie jedną z kluczowych ról.
Piotruś Królik charakteryzuje się całkiem trafnie dobraną ścieżką dźwiękową oraz uroczymi widokami. Sama animacja zwierzaków wypadała dość naturalnie i, przy odrobinie dobrej woli, można zrobić naprawdę dobrą drugą część przygód tego bohatera. Produkcja w reżyserii Willa Glucka jawi się jako zbyt monotonna, nieszczególnie wciągająca, a sama zmiana postaw postaci zbyt gwałtowna i potraktowana powierzchownie. Ani podczas seansu, ani po nim nie musimy się szczególnie wysilać intelektualnie, co sprowadza się do tego, że po kilku godzinach o samym filmie już nie pamiętamy. Piotruś Królik pozostaje więc niezobowiązujący kinem familijnym, którego na pewno nie zaszkodzi zobaczyć, ale z pewnością niczego nie stracimy, wybierając się na inną projekcję.
Ocena: 4/10