Robert Gliński najbardziej znany jest z produkcji Cześć, Tereska, choć zapewne prawdopodobnie po wyreżyserowaniu w 2014 roku Kamieni na szaniec to ta pozycja częściej przychodzi na myśl, gdy myślimy o polskim reżyserze. Choć trudno uznać ten film za artystyczny sukces, to nie można zaprzeczyć, że tytuł przyciągnął do kin liczną widownię (w tym szkolne wycieczki) i jednocześnie zachęcił do dyskusji. Już teraz jest pewne, że najnowsza propozycja Glińskiego nie powtórzy tego osiągnięcia – Czuwaj ani nie może liczyć na sukces frekwencyjny, ani na zagorzałe rozmowy.
Polskie produkcje ostatnio obfitują w kryminały i thrillery, choć zazwyczaj jednak w postaci seriali, co potwierdzić mogą wytwory takie jak Belfer (dwa sezony) czy Kruk. Szepty słychać po zmroku. Jak już twórcy sięgają po ten filmowy gatunek, to starają się utrzymać klimat w skandynawskim, chłodnym stylu lub odwołując się do konwencji noir. Tymczasem Gliński, wprawdzie maluje swój świat wypranymi brawami, jednak stara się obraz zbliżyć jak najbardziej do rzeczywistości. Fabuła Czuwaj koncentruje się na postaci Jacka, który jest oboźnym na wyjeździe harcerskim. W momencie kiedy dochodzi do tragicznej śmierci jednego z jego kolegów, rozpoczyna on swoje śledztwo. Z każdą następną sceną zatraca się on w przypuszczeniach, nie mogąc ostatecznie prawidłowo ocenić rozgrywających się wydarzeń. Nie da się ukryć, że snuta przez twórców historia, mimo rzucanych wielu tropów, jest zbyt oczywista, aby jako intelektualna zagadka wciągnęła odbiorcę. Główna w tym zasługa sztampowo rozpisanych portretów psychologicznych bohaterów, których określa zazwyczaj jedna cecha. Skutkuje to tym, że stają się oni niezwykle łatwi do przewidzenia, a poprowadzenie fabuły ostatecznie nie wzbudza zainteresowania. Pomimo że kilka wątków poprowadzono z niedopowiedzeniami (lub nielogicznie po prostu) nawet nie odczuwamy potrzeby zagłębiania się w historię i szukania rozwiązań na siłę. Motywacje bohaterów nie są przekonujące, wielokrotnie naciągane, przez co całość ogląda się niezbyt płynnie.
Czuwaj nie zachwyca także pod względem technicznym – zdjęcia autorstwa Łukasza Gutta uznać należy za poprawne, ale niewyróżniające się. Stonowane kolorystycznie kadry nieubarwione zostały przez muzykę (za ten element odpowiadał Łukasz Targosz), która również jakoś ulatuje koło ucha, nie wpływając szczególnie na odbiór całości. Młoda obsada aktorska oczywiście, jak na polską produkcję przystało, została uzupełniona znanymi twarzami oraz rozpoznawalnymi nazwiskami. Osobiście wydaje mi się, że obecność na ekranie Leszka Lichoty, Zbigniewa Zamachowskiego czy Artura Barcisia nie polepsza całościowego odbioru. Całkiem przyzwoicie broni się za to Mateusz Więcławek, wcielający się w główną rolę, i kto wie, czy dzięki tej charakteryzacji nie będziemy mieli okazji częściej widywać go w filmowych produkcjach.
Nie oszukujmy się, to nie jest dobry thriller, a nawet trudno pokusić się o stwierdzenie, że Gliński stworzył solidne kino psychologiczne. Zbyt uproszczona fabuła, wiele skrótów oraz powierzchowności przyczynia się do powstania tworu bardziej groteskowego, aniżeli wzbudzającego jakiekolwiek napięcie. Rozczarowująco wypada najnowszy film polskiego reżysera, bowiem sam pomysł na konstrukcję obrazu jest intrygujący i wpisywałby się w nurt charakteryzowania portretów przestępców widoczny w kinie dzięki takim produkcjom jak Czerwony pająk czy Jestem mordercą. Niestety, po seansie utworu Glińskiego pozostaje jedynie niesmak oraz spory zawód.
Ocena: 2/10