Świat Nanooka (Mikhail Aprosimov) i Sedny (Fedosia Ivanova) nie ma żadnych ograniczeń. Gdzie nie spojrzą, tam ciągnie się bezkresny horyzont. Trochę tak jak osadnicy na księżycu, wydają się jedyną (pierwszą, a może ostatnią, trudno powiedzieć) rodziną na planecie. Do nich należy jurta, pies, sterta futer i nic więcej. W ich życiu jest dużo miejsca, zwłaszcza na pustkę. Córka protagonistów, tytułowa Ága, wyjechała do kopalni diamentów. Bohaterom pozostaje więc jedynie pielęgnowanie opuszczonego gniazda.
Film Miłko Lazarova utrzymany jest w dokumentalnej konwencji, w myśl której filmowy świat poznajemy poprzez powolną obserwację. Jest jednocześnie w Ádze coś z kina science fiction, na przykład gdy niebo przecina obcy intruz w postaci samolotu. Bułgarskiemu reżyserowi udaje się zamienić w spektakl obrazy i szczegóły, które wielu twórców by po prostu zignorowało. Tak jak w scenie, w której skuter śnieżny po odjeździe zostawia na śniegu przed jurtą Nanooka plamy po ropie, niczym błoto z butów nieproszonych gości na wycieraczce.
Jakucki krajobraz staje się jeszcze bardziej obcy, dzięki nietypowemu kadrowaniu. Nanook częstokroć, niczym postać w jakiejś grze platformowej, wydaje się samotnym punktem na tle jednostajnej bieli. Lazarov z monotonnego świata wytwarza miejsce wyciągnięte z czasu i globalnych trosk. Globalne ocieplenie? Raczej nie, protagonista stwierdza tylko, że ostatnimi laty wiosna wcześniej przychodzi. Zwierzyny coraz mniej, a o świecie, który odchodzi do przeszłości co rusz symbolicznie przypomina renifer wpatrujący się z daleka w starego pasterza. Choć w Ádze reżyser nie stara się stawiać politycznych komentarzy, to wyczuwalny jest niemal apokaliptyczny niepokój. Najbardziej odczuwalny w scenie, w której wiatr nieomal rozrywa jurtę bohaterów na kawałki. Tę idyllę Lazarov burzy zwłaszcza finałowym niepokojącym obrazem, który przemienia Jakuckie baśnie i mity w industrialny koszmar.
Jednak w centrum filmu znajduje się przede wszystkim związek dwóch głównych bohaterów. Czułość i prostota ich wspólnego życia skojarzyła mi się, dosyć abstrakcyjnie, z Patersonem Jima Jarmuscha. Nie ma chyba dwóch bardziej odległych od siebie filmów. Obraz Amerykanina stoi przecież dialogiem i interakcjami pomiędzy ludźmi. Rzecz dzieje się w mieście, które, choć raczej spokojne, ma w sobie sporo życia. A Ága? Dialogów tu jak na lekarstwo, a rytmu nie wyznacza poezja codzienności, lecz potrzeba przetrwania w nieprzyjaznym świecie. Z obu filmów bije jednak podobny stoicyzm. Jednak Nanook i Sedna pod tą maską spokoju skrywają smutku, średnio radząc sobie z absencją córki.
O Ádze w recenzjach używa się stale tych samych przymiotników: kontemplacyjna, spokojna, minimalistyczna, poetycka. To film, który raczej nie może dzielić, czy odrzucić, bo w swojej formie wydaje się skrajnie bezpretensjonalny. No, chyba, że widz cierpi na bardzo silną alergię na slow cinema.
Ocena: 7/10