Magazyn 

Co w rodzinie to nie zginie

Projektów, w których swój udział mieli Waglewscy nie sposób zliczyć, bo każdy członek tego rodzinnego trio zajmuje się czymś zupełnie innym. Muzyka, jaką na co dzień zajmują się Fisz i Emade nie przypomina brzmieniem tego, co serwują na żywo, gdy występują z ojcem (no, chyba że mamy na myśli zespół Kim Nowak, wtedy czuć ten wspólny rockowy klimat, którym 6 lat temu nas poczęstowali wraz z albumem “Wilk”).

Kolejny rok muzycznej podróży po koncertach rozpoczęłam od wybrania się na występ Waglewskiego, Fisza i Emade. O ile wcześniej miałam okazję zobaczyć pokaz każdego z nich w swoich macierzystych projektach, to 7 stycznia pierwszy raz mogłam usłyszeć na żywo efekt połączenia sił ojca ze swoimi dziećmi.

Koncert rozpoczął się kilka minut po godzinie dziewiętnastej i trwał dwie godziny. Dwie godziny konkretnego, niezbyt ciężkiego, ale mocno magnetyzującego grania. Trzeba zauważyć, że sala Impartu pękała w szwach. Aż ciekawi mnie, czy koniec końców koncert został wyprzedany. Pierwszą piosenką był dobrze znany słuchaczom “Dziób Pingwina”, który wykonał Wojciech Waglewski z udziałem klawiszowca Mariusza Obijalskiego, który znany jest z udziału w Fisz Emade Tworzywo. Dopiero na drugiej piosence na scenie zagościli Bartek „Fisz”  (gitara, wokal) oraz Piotrek „Emade” (instrumenty perkusyjne). Ogólnie na setliście pojawiła się znaczna większość z płyty “Matka, Syn, Bóg”, jednak nie zabrakło kilku utworów z “Męskiej Muzyki”. Tak jak na wyżej wymienionych albumach, panowie zaprezentowali różnorodny gitarowy miszmasz. Zaczynając od bluesa kończąc na country. Ale poprzez słowo country nie mam na myśli przaśnego, siermiężnego grania rodem z festiwalu w Mrągowie. Raczej chodzi mi tu o TO country, w którym czuć dobrego ducha Johnny’ego Casha czy Williego Nelsona.

Po koncercie nie zabrakło oczywiście owacji na stojąco i wywołania na bis. Wtedy zaś Pan Wojtek zaśpiewał akustycznie utwór “Chromolę”, w którym poprosił kobiecą część publiczności o zabranie głosu razem z nim. Jak sam później przyznał, wyszło to pięknie. Drugą piosenką na bisie była wolniejsza i bardziej refleksyjna wersja “Ojca”.

Jak sam powiedział Pan Wojtek, Trio Waglewskich się żegna, ale nie ze sobą i nie z koncertami, lecz z materiałem, który grali do tej pory. Dodatkowo zapowiedział na przyszły rok nowy materiał, który wyda wraz z synami, więc naprawdę jest na co czekać! Tymczasem bracia Waglewscy zapowiedzieli na marzec tego roku nowy album nagrany wraz z Tworzywem i także w tym samym miesiącu nadarzy się okazja do zobaczenia ich na żywo na trasie promującej tenże krążek. Szczerze zachęcam!

Related posts

One Thought to “Co w rodzinie to nie zginie”

  1. Wierna czytelniczka

    Jak zwykle super robota Gosiu! Dzięki Tobie czuje chociaż trochę jakbym tam była.

Leave a Comment