Film 

Filmowy rok 2013. Najlepszy vs. najgorszy (Ranking)

Tradycyjnie przedstawiam Wam moją dziesiątkę najlepszych i najgorszych filmów, które weszły do polskich kina w czasie minionych 12 miesięcy. Dużo w tym roku pozytywnych zaskoczeń, dużo negatywnych rozczarowań. Przekonajcie się sami, co wybrałem.

NAJLEPSZE FILMY ROKU

Wyróżnienia: Kapitan Phillips, Kongres, Stoker, Życie Adeli , Blue Jasmine (nie zmieściły się w „10” ale wciąż były dużymi filmowymi wydarzeniami roku)

10. Przeszłość

„Rozstaniem” Asghar Fahradi zadziwił świat. Nikt, nawet najwięksi znawcy kina tamtego rejonu globu, nie spodziewali się tak perfekcyjnie skonstruowanego kina. Tym razem Fahradi pokazał film słabszy, ale wciąż trzeba przyznać, że chyba każdy filmowiec chciałby, by tak właśnie wyglądały jego słabsze filmy. Rewelacyjnie opowiedziana i zagrana historia rodzinna, która wydaje się być dużo bliższa europejskiemu widzowi. I rzeczywiście czujemy emocje, które przeżywają bohaterowie Fahradiego, czujemy je mocno i dobitnie. Takie właśnie jest kino tego reżysera, bez kompromisów, mocne i dobitne!

9. Donoma

Jeden z najciekawszych debiutów roku, mój osobisty faworyt. Film niesamowicie konsekwentny wizualnie i stylistycznie, pokazując kilka historii pozornie ze sobą niezwiązanych, które łączy jednak tematyka ludzi poszukujących miłości, swojego świata, którzy nie potrafią żyć swoim życiem, więc szukają po omacku innego. Ludzi przy tym skrajnie nieszczęśliwych. Djinn Carrenard w swoim zrealizowanym za 150 Euro filmie karmi nas niemiłymi obrazkami, jednak robi to nie tylko świadomie, ale i z wielką mądrością. Każda z historii ma swoje emocjonalne dno, interesującą puentę i bardzo duży ładunek skrajnych uczuć. A tego właśnie żąda się od debiutanta – mądrej, konsekwentnej skrajności!

8. Wyścig

Rona Howarda ciężko nazwać reżyserem równym, zawsze trzymającym wysoki poziom. Jednak jak już na takowy się wespnie, to naprawdę potrafi wiele zdziałać nawet w gatunku pozornie mu obcym. „Wyścig” to, poza może „Moneyball”, najlepszy film sportowy ostatnich lat. Howard serwuje nam tutaj rywalizację dwóch skrajnie różnych ludzi – Jamesa Hunta w najlepszej w karierze kreacji Chrisa Hemswortha oraz Nikki Laudy, którego wybitnie zagrał Daniel Bruhl – którzy walczą o laur w Formule 1. A walczą do upadłego! I tak samo Howard walczy, żeby pokazać widzowi formułę 1 w sposób efektowny, ale przy tym emocjonalnie wiarygodny. I wygrywa! On i widzowie i w końcu też Hunt, ale nie na długo…najlepsze sceny wyścigów jakie widziałem.

7. Życie Pi

Pewnie niewielu się ze mną w tym miejscu zgodzi, ale szczerze to mało mnie to rusza. Ang Lee, jeden z moich ukochany reżyserów, po raz kolejny dał mi powód do miłości. Jego adaptacja powieści Yanna Martela to nie tylko niewątpliwa uczta dla oka (absolutnie niewiarygodną robotę zrobił tutaj zasłużenie nagrodzony Oskarem Claudio Miranda), ale też mądre, poruszające, chwilami bardzo wzruszające kino, które nie powinno nikogo pozostawić obojętnym. Jasne, stylistyką najbardziej trafi do dzieci, ale cóż z tego. Czy nie warto raz na jakiś czas poczuć się właśnie jak dziecko? Dzięki Angowi czuję się tak już po raz kolejny, mam nadzieję nie ostatni.

6. Sugar Man

Rzadko na tej liście pojawiają się dokumenty. Ten jest chyba pierwszy, ale trzeba przyznać, że zasłużył. Tak dobry okazał się film Malik Bendjelloula opowiadający o zapomnianym Sixto Rodriguezie. „Sugar Mana” ogląda się z takim zafascynowaniem, jak najlepszy kryminał, czekając na rozwiązanie zagadki, które zaskakuje, porusza, bawi. A co najważniejsze cieszy, bo ta opowieść, której głównym bohaterem okazał się zapomniany, swego czasu niechciany muzyk, kończy się prawdziwym, niezafałszowanym happyendem, którego oczekiwalibyśmy także w naszym życiu.

5. Wróg Numer Jeden

Film o udanej operacji zlikwidowania Osamy Bin Laden nakręci kobieta…ktoś mógł się popukać w głowę, gdy usłyszał taką informację. Tymczasem gdy zdobywczyni Oskara za świetnego „Hurt Lockera” Kathryn Bigelow stanęła za kamerą stało się jasne, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Nakręciła film jeszcze lepszy, dzieło swojego życia, którym zapisze się na pewno na długo w historii Hollywood. Jej rasowy, mięsisty thriller wszechogarnia wytworzonym napięciem, które trzyma za gardło od pierwszej do ostatniej minuty. Jednak Bigelow nie tworzy kina akcji, a przynajmniej nie poprzestaje na tym. Prezentuje dramat kobiety, agentki Mayi granej rewelacyjnie przez Jessicę Chastain, która poświęciła życie zadaniu, którego może nigdy nie zrealizować. A jednak się udaje, co Bigelow pokazuje w przedstawionej z chirurgiczną precyzją, długiej, genialnej sekwencji ataku na dom, w którym ukrywał się najbardziej poszukiwany terrorysta świata.

4. Chce się żyć

Polski film roku! Aż dziw, że z tak prostej, potencjalnie przy złym potraktowaniu przez reżysera fatalnie prostej historii, Maciejowi Pieprzycy udało się stworzyć tak kapitalne, komercyjnie i artystycznie udane kino! Historia chorego na niedowład Mateusza to przykład, że idealnie dobrane filmowe środki pozwalają zrobić diament z czegoś co takowym raczej być nie może. Zagrało tutaj praktycznie wszystko, od wybitnego aktorstwa (szczególnie grającego główną rolę Dawida Ogrodnika), przez dobór muzyki i zdjęć, po subtelną narrację Pieprzycy, który wiedział, że rozbuchane ego w tego typu filmach nie jest tym czego się oczekuje od reżysera. Wyszło wzruszająco, wieloma momentami bardzo zabawnie, co najważniejsze inspirująco!

3. Holy Motors

Największe dziwadło filmowe tego roku, ale też niemal największy filmowy triumf. Leos Carax (bohater jak się okazało nie do końca udanej retrospektywy na NH 2013) jest tutaj u szczytu swojej reżyserskiej kreatywności. A pomaga mu niezrównany Denis Lavant z najlepszej aktorskiej (czyżby?) kreacji tego roku. Sposób w jaki Lavant przepoczwarza się z jednej postaci w zupełnie inną jest wręcz niewiarygodny! Dzięki jego aktorstwu i sprawności Caraxa „Holy Motors” działa nawet jako musical (genialna piosenka śpiewana przez Kylie Minogue), pozostając przy tym nieodgadnionym, niemożliwym do całkowitego ogarnięcia pozytywnym wariactwem. Rewelacja!

2. Wenus w futrze

Najlepszy Polański od czasów „Pianisty”. Genialna, skrząca się seksem i ironią adaptacja sztuki Davida Ivesa. Rewelacyjnie zagrana przez Mathieu Amalrica, a w szczególności niesamowitą Emmanuelle Seigner rozgrywka dwójki skrajnych osobowości na granicy realności i odgrywanej przez nich sztuki. Polański jak zwykle po mistrzowsku operujący światłem, kamerą i muzyką, kreśli obraz świata, w którym mamy swoistą zamianę stereotypowo przyjętych ról. Mężczyzna staje się kobietą, kobieta mężczyzną. Cały czas gra z widzem, nie pozwalając do końcu ocenić co tutaj jest życiem, a co tylko odgrywaniem teatru. Uczta!

1. Polowanie

Trudny wybór w tym roku. Ale nie przy pierwszym miejscu. Thomas Vinterberg na spółkę z Madsem Mikkelsenem zrobili coś niesamowitego. „Polowanie” to thriller, film sensacyjny oraz dramat społeczny w jednym – i wszystko na najwyższym poziomie. Od pierwszej do ostatniej minuty kino trzymające za gardło, nie przekraczające ani na chwilę granicy, po której pozostałaby tylko śmieszność i zapewne spadek do tej drugiej, niechcianej listy. Historia stłamszonego człowieka, który po czasie ciężkiej, mozolnej batalii wcale nie wygrywa z niesłusznymi oskarżeniami. Pokazuje to Vinterberg w szokującym, genialnym finale opowieści. Mads Mikkelsen, zdobywca za tę rolę laurów w Cannes, to oficjalnie czołowe nazwisko nie tylko europejskiego, ale i światowego kina! Wybitny film, który nie pozwala o sobie zapomnieć od miesięcy.

NAJGORSZE FILMY ROKU:

Na liście nie zmieściły się (co nie oznacza, że to dobre filmy): Jeździec znikąd, Uniwersytet potworny, Tylko Bóg wybacza, Bejbi blues, Przelotni kochankowie

10. Weekend z królem

O czym był ten film…? Niech pomyślę…hmm…trudne, trudne. No nie wiem. Zwykle pamiętam filmy, którego oglądam, ale tego nie kojarzę praktycznie z niczym. Może poza zmarnowaniem fenomenalnej obsady z Billem Murrayem na czele, która nie mogła nic zrobić ze swoimi tragicznie napisanymi rolami. Coś jeszcze mi świta…a wiem! Zasnąłem na tym filmie dwa razy, po wypiciu wcześniej dwóch kaw. To dobitny sygnał, że musiał być naprawdę nudny.

9. RIPD

„Faceci w czerni” w wersji z umarlakami? Niestety nie ma tak dobrze. Jeff Bridges starał się jak mógł, aby cokolwiek z tej wątłej fabuły zrobić. Zabrakło jednak partnera, bo Ryan Reynolds nie jest na tyle silną osobowością, by mógł stanowić przeciwwagę dla szarżującego Brigdesa. Zabrakło też ciekawie napisanych dialogów. Zabrakło w końcu puenty, tego co jest najważniejsze w komediach tego typu. Nic dziwnego że bardzo drogi film zrobił bardzo wielką finansową klapę.

8. Carrie

Żeby się brać za remake klasycznego filmu, trzeba mieć albo dobry pomysł na update oryginału, albo wystarczającą ilość środków na jego solidne powtórzenie. Kimberly Pierce nie miała ani pomysłu, ani środków, co ujawniło się szczególnie w kluczowej dla tej opowieści scenie podczas balu na zakończenie szkoły. U Briana De Palmy była to scena genialna, bo jednocześnie przepiękna wizualnie i przerażająca. U Pierce okazała się z kolei koszmarnie przeszarżowana, za długa, ani trochę nie straszna, a w końcówce wręcz komiczna (skąd aż tak nadludzka moc u Carrie, żeby mogła tupnięciem zrobić dziurę w ulicy?). Szkoda, bo zarówno Chloe Grace Moretz, jak i Julianne Moore starały się jak mogły. Na próżno.

7. Raj: nadzieja

No to forma Ulricha Seidla zaiste zjechała jak po równi pochyłej. Po świetnej „Miłości” i słabej, ale wciąż mającej jakiś, przyznajmy pokrętny, zamysł „Wierze”, Seidl pokazał „Nadzieję”. I jak w tamtych filmach albo nas zachwycała albo wkurzała przenikliwość i ostrość myślenia Seidla, tak tutaj irytowała głównie jego filmowa nieudolność, nieumiejętność skonstruowania fabuły, która mówiłaby cokolwiek odkrywczego o dzieciach cierpiących na otyłość. Seidl zapomniał, że nie wystarczy pokaza

gorszą stronę ludzkiej osobowości. Przydałby się także ostry komentarz, którego w tym filmie zupełnie zabrakło. Nie zabrakło zaś miejsca na tragiczne postaci, z panem lekarzem obozowym na czele, którego myślenie pozostało do końcu filmu nie tyle zapomniane, co niezauważalne.

6. Byzantium

To mogło być coś bardzo dobrego. To mogło odczarować dla kina wampiry, stracone jak na razie przez serię „Zmierzch”. Ale Neil Jordan, mimo że wystylizował film do ostatniego centymetra, rzekłbym że go nawet przestylizował, kompletnie przegrał z idiotyczną fabułą filmu, powtarzającymi się do przesady motywami, histerycznymi reakcjami głównych bohaterów. Przez to ten potencjalnie świetnie zapowiadający się projekt okazał się fatalnym, nudnym, przeraźliwie długim gniotem.

5. Człowiek ze stali

Film, który miał znaleźć się na tej drugiej, lepszej liście. Wielkie, rozbudzone świetnym zwiastunem i rewelacyjną obsadą nadzieje pękły jak bańka mydlana z chwilą kiedy 15 pociąg rzucony przez Supermana (tragiczny Henry Cavill) uderzył w dom powodując jego automatyczne zniszczenie. Zack Snyder miał być dla Supermana tym, kim Christopher Nolan stał się dla serii o Batmanie – jej wskrzesicielem. Tymczasem kto wie czy nie pogrzebał jej na dobre, bo kolejny zapowiadany film z tą postacią w roli głównej zapowiada się na jeszcze gorszy niż ten się okazał. A to już nie brzmi dobrze.

4. Ambassada

Polski gniot roku i to od kogo. Coś złego się stało z Juliuszem Machulskim, reżyserem który od dawna nie raczył nas może zbyt świeżymi, ale jednak pozostającymi na wysokim poziomie kawałkami? Tutaj przeszedł samego siebie. Komedia potencjalnie pomysłowa zamieniła się w serię nieśmiesznych albo bardzo nieśmiesznych gagów, w której nawet wielki Robert Więckiewicz nie potrafił zrobić nic ciekawego z roli właściwie idealnej do jego ekranowej charyzmy – Adolfa Hitlera. Zamiast szarży wyszła nuda, płacz i zgrzytanie zębów. Panie Juliuszu do pracy następnym razem!

3. Szklana Pułapka 5

Jak na taką żenadę to najnowszy John Maclane wylądował stosunkowo nisko. Bruce Willis i jego filmowy syn Jai Courtnay (oby więcej nie grał w filmach) zawdzięczają swoją ledwie 3 pozycję tylko bardzo silnej konkurencji na czele stawki. Zdecydowanie najgorsza, fabularnie żenująca (z idiotyczną intrygą na końcu), jak zwykle komiksowo nieprawdopodobna (ale w tym wypadku zdecydowanie za bardzo przegięta) część klasycznej już serii kina akcji. Oby nigdy więcej!

2. Wielki Gatsby

Umieszczam ten film na liście tak wysoko, z podobnych względów co „Człowieka ze stali”. Mając bowiem tak duży potencjał, tak dobrze wyglądającą obsadę, nie można było zrobić czegoś tak złego, a jednak. Do teraz nie mogę wybaczyć Bazowi Luhrmannowi, że odczarował mi Leonardo DiCaprio. Jedna jest wszakże różnica między tymi dwoma osobami. „Gatsby’ego” w reżyserii Luhrmanna nie zapomnimy, bo zrobił z niego ponad 2-godzinnego, przerysowanego, przestylizowanego, przeraźliwego nudnego gniota. DiCaprio „Old sport” zapomnimy szybko, zapewne już po najnowszym filmie Scorsese. Szkoda było talentu tego wielkiego aktora na takie coś.

1. Jobs

Jeśli ktoś wyobraża sobie sknoconą, źle nakręconą, pokrętnie pomyślaną biografię fascynującego człowieka, który przez to wypada nudno, to i tak nie wyobraża sobie „Jobsa”! Weźmy więc może coś jeszcze bardziej karkołomnego – jednego z najgorszych aktorów świata obsadźmy w roli jednego z najpotężniejszych ludzi świata, włóżmy go w tanią, kompletnie nieogarniającą skomplikowania człowieka fabułę, poprowadzoną ręką amatora, okraszoną katastrofalną muzyką. Wtedy będziemy bliżej tego co się działo w „Jobsie”. Dodajmy do tego jeszcze scenę palenia marihuany na łące – there you go! Steve Jobs przewraca się w grobie.

Maciej Stasierski

Related posts

Leave a Comment