Wielu Polaków uważa, że zna się na wszystkim, w tym na dyscyplinach sportowych i wszelkich związanych z nimi niuansach. Są tacy, którzy z bezczelną i irracjonalną pewnością siebie opowiadają, że zbudowaliby lepszy skład bądź zatrudnili lepszych sportowych. Wszak w grach komputerowych świetnie im to wychodzi. Problem polega na tym, że wcale nie jest to takie oczywiste, a życie potrafi okrutnie to zweryfikować.
Czasem w skutecznych transferach nie pomaga ani wielka wiedza ani rozeznanie na rynku. Bogate kluby z bogatych lig mają łowców talentów, którzy jeżdżą po świecie w poszukiwaniu przyszłych gwiazd. Co jednak zrobić, gdy nie ma się pieniędzy na zatrudnienie takiego eksperta? To nie lada wyzwanie, zwłaszcza że ofert jest mnóstwo, a agenci – z oczywistych względów – często koloryzują w zachwalaniu swoich graczy.
Co więc zrobić? Opierać się na statystykach albo na klipach, będących tak naprawdę zbiorem najlepszych akcji i występów w wykonaniu danego sportowca? Moim zdaniem należy obejrzeć zarówno jego najlepsze, jak i najgorsze występy. Wiele mogą o nim powiedzieć szczególnie te drugie. Chociażby o tym, jak reaguje na to, gdy nic mu nie idzie – czy się poddaje i spuszcza głowę, czy też rodzi się w nim sportowa złość? Czy wdaje się w kłótnie, czy nawet w nerwowej sytuacji potrafi zachować zimną krew?
Jak to powiedział koszykarz Michael Jordan w słynnej reklamie: „gdyby nie wszystkie moje błędy i porażki, nie byłoby wszystkich moich zwycięstw i sukcesów”.
Uważam, że – jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć – świetnych sportowców poznaje się po ich słabych występach. Czy zgadzacie się ze mną?