Najnowszy obraz Małgorzaty Szumowskiej budzi spore zainteresowanie, zwłaszcza z uwagi na nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia, którego reżyserka otrzymała na festiwalu w Berlinie za najlepszy film. Jednocześnie ze względu na to wyróżnienie, odnieść można wrażenie, że czeka nas seans kina ambitnego z ciężkostrawnym przesłaniem. Twarz przypomina poprzednią produkcję Szumowskiej – Body/Ciało, choć równolegle wpisuje się w popularny współcześnie obraz polskiej prowincji.
Co typowe dla dystrybutora Kino Świat, film reklamowany był hasłem „inspirowany prawdziwą historią pierwszej ratującej życie udanej operacji przeszczepu twarzy”. Na próżno jednak, poza samym zabiegiem przeszczepu, doszukiwać się w tej produkcji jakiejkolwiek rzeczywistych losów bohaterów. Główny bohater – Jacek – na skutek wypadku w pracy traci twarz, co przyczynia się do jego stopniowej alienacji. Fabuła ukazuje zarówno stosunek ludzi do chłopaka przez tym tragicznym wydarzeniem, jak i po, przez co tytułową twarz można interpretować także jako drugie oblicze bliskich w momentach, gdy przyjdzie im zmierzyć się z nieszczęściem. Należy Szumowskiej oddać, że umiejętnie balansuje na granicy dramatu oraz komedii, wplatając w ponury obraz promyki humorystycznych scen. Wielokrotnie czyni to w sposób zaskakujący, co pozytywnie wpływa na odbiór. Sama historia jest jednak dość uboga, bowiem reżyserka bardziej skupia się na ogólnym wydźwięku, aniżeli pojedynczych scenach. Przed widzem rozpościera się obraz małej społeczności, trochę zakłamanej, bowiem jak inaczej określić ludzi, którzy, uczęszczając regularnie na msze, jednocześnie odsuwają się od człowieka w potrzebie? Sam kościół w oczach Szumowskiej jawi się jako instytucja, która zatraciła swój pierwotny kształt, skupiając się na przemijającej doczesności. Wydźwięk wizji polskiego społeczeństwa jest raczej pesymistyczny, jednak główny zarzut jaki można reżyserce postawić, to zbyt daleko idąca powierzchowność. Nie chodzi o pewien dyskomfort wynikający z wytykania wad, jakimi obarczony jest polski naród, ale sam sposób przedstawienia tych negatywnych stron. Widz w żadnym stopniu nie musi wysilać się intelektualnie, ażeby odczytać przesłanie twórcy. Wszystko zostało podane na tacy, momentami w łopatologiczny sposób, co umniejsza ogólnej ocenie produkcji.
W postać głównego bohatera wcielił się mąż Szumowskiej, czyli Mateusz Kościukiewicz i kreacji tej nie zaliczy do najbardziej udanych. W odgrywanym przez niego Jacku brakuje emocji oraz jakiegoś uroku, który zachęcałby widza do zaangażowania. Bohater staje się nam coraz bardziej obojętny, a nie licząc kilku naprawdę dobrych scen (przykładowo odprawianie egzorcyzmów), brakuje w tym wykonaniu żywiołu. Zdecydowanie wybija się z obsady aktorskiej Małgorzata Gorol grająca dziewczynę Jacka – odtwórczyni dopiero zdobywająca doświadczenie (ostatnio mogliśmy oglądać ją w Planie B Dębskiej) z niebywałym wyczuciem poradziła sobie z tą rolą, wprowadzając na ekran iskrę prawdziwych emocji.
Nie zgodziłabym się ze stwierdzeniem, że Twarz stanowi współczesną baśń. To obraz odsłaniający nasze wady jako narodu chwilami w zbyt kolokwialny oraz mało wyszukany sposób. Gdyby Szumowska zdecydowała się wykreować swoją historię na taką o uniwersalnym charakterze oraz skupiła uwagę bardziej na alienacji oraz swoistym samozagubieniu, efekt mógłby być lepszy. Po seansie można odczuwać niedosyt – głównie z powodu braku pozostawienia odbiorcy z pytaniami, nad którymi mógłby się głowić. Reżyserka podeszła do tematu niezwykle standardowo, przez co odnosi się wrażenie, iż Twarz stanowi jedynie kalkę wcześniejszych produkcji.
Ocena: 5/10
„Gdyby Szumowska zdecydowała się wykreować swoją historię na taką o uniwersalnym charakterze oraz skupiła uwagę bardziej na alienacji oraz swoistym samozagubieniu, efekt mógłby być lepszy” – z tym się nie zgodzę, przecież dokładnie o tym jest druga połowa filmu. SPOILER O tym, że narzeczona nie chce go znać, matka myśli, że jest opętany, a wiele osób ze środowiska podchodzi do niego szyderczo, w takiej rzeczywistości trudno mu się odnaleźć. KONIEC SPOILERU Według mnie dobrze, że Szumowska nie sili się na uniwersalizowanie historii, która ma toczyć się w określonym środowisku – prowincjonalnej Polski, która została co prawda skarykaturyzowana, ale czy nie znamy z filmików na Youtubie tych bitw o telewizory/torebki/karpie na wyprzedaży, świętobliwych w kościele, a niestosujących się do przykazań ludzi czy też ubierania dziewczynek na Pierwszą Komunię Świętą jakby miały uczestniczyć we własnym ślubie? Zgodzę się, że wykorzystano tani chwyt marketingowy – zachęcenie prawdziwą historią, ale o to już trzeba mieć pretensje do dystrybutora, a nie reżyserki. Ode mnie zasłużone 8/10.