Słońce, plaże czy karnawał słusznie mogą kojarzyć nam się z Brazylią. Nowe kino rodem z Ameryki Łacińskiej, mimo że skąpane w kolorowych kadrach, operuje odcieniami szarości. Gustavo Pizzi, reżyser filmu „Loveling”, skupia się na przedstawieniu figury matki. Sprawdźmy, czy odbiega ona mocno od tej funkcjonującej w polskiej rzeczywistości.
Choć w Brazylii piłka nożna stawiana jest zaraz obok religii, reżyser postanowił wstawić fabułę w ramę sukcesu młodego szczypiornisty. Talent Fernando, najstarszego syna głównej bohaterki Irene, zostaje zauważony i chłopak staje przed szansą kontynuowania kariery w Europie. Jednak droga do jego usamodzielnienia, zdobycia paszportu i wizy to tylko tło filmu.
Karine Teles, prywatnie żona reżysera, nie tylko wcieliła się w główną postać, lecz także jest współautorką scenariusza. Choć w filmie zauważymy wiele beztroskich, rodzinnych chwil, to jednak zmartwienie raz za razem będzie malować się na twarzy aktorki. Czwórka dzieci generuje ogrom obowiązków. Mówiąc delikatnie, chwiejna sytuacja finansowa czy problemy siostry z mężem narkomanem zdecydowanie nie ułatwiają sprawy, ale czy właśnie nie tego oczekujemy od dramatu obyczajowego?
Geograficznie i kulturowo Brazylia znajduje się daleko od naszej ojczyzny. Aspiracje i marzenia ludzi na całym świecie bywają jednak zbliżone. Oprócz typowego dla Matki Polki poświęcenia obowiązkom domowym, wychowaniu potomstwa i trosce o najbliższych Irene znalazła sobie pole do samorealizacji. Jej celem jest ukończenie szkoły, co teoretycznie mogłoby poprawić sytuację ekonomiczną rodziny. Motorem nowych pomysłów (raczej mało racjonalnych, nieprzemyślanych i niezrównoważonych) jest mąż Klaus, który stara się rozkręcić biznes, ale życie skutecznie ustawia go w szeregu.
Ambiwalentne odczucia wywołują zdjęcia wykonane do tego dzieła. Niektóre momenty są uwiecznione niemal w arthouseowych kadrach. Intrygujące, niejednoznaczne, cieszące oko. Film korzysta szczególnie, gdy obrazy są skąpane w jasnym świetle. Niestety jest to tylko drobna cząstka całości. Reszta bowiem jest bliższa studyjnej realizacji niewyszukanego serialu fabularnego.
Powierzchownie film Pizziego wywołuje empatię, ponieważ traktuje o rodzinie, wielopłaszczyznowej miłości, przeszkodach życia codziennego, z którymi często sami możemy się utożsamić. Potencjał drzemiący w wątkach i postaciach drugoplanowych nie został wykorzystany, a byłby to klucz do wybicia się ponad przeciętność tego familijnego dramatu. Niemniej widoki na przyszłość reżysera są dobre i mam nadzieję, że następnym razem nada on głębszy rys swoim charakterom.
5/10