Moją cholerną wadą jest to, że całkiem nieźle posługuję się językiem polskim. Rzadko popełniam błędy językowe (choć interpunkcja u mnie trochę kuleje). Dlatego denerwuję się, gdy ktoś przed moim zakrzywionym nosem rozrzuca kuriozalne byki. W efekcie poprawiam niepoprawnych ludzi (oczywiście wyłącznie dla ich dobra). Tłumaczę im, że nie mówi się „na plakacie coś pisze”, tylko „na plakacie jest coś napisane”; nie „idę se”, tylko „idę sobie”; nie „otworzone okno”, tylko „otwarte okno”; nie „rozegrali dużo meczy”, tylko „rozegrali dużo meczów” itd. I tak ostatnio stałem się bardziej tolerancyjny, bo nie walczę z przypadłością większości polskich nastolatków – pisaniem podwojonego znaku zapytania [podwojony wykrzyknik pomijam, bo jest dozwolony w języku polskim (pomimo tego jest nadużywany)]. Przy zastosowaniu takiego „zabiegu interpunkcyjnego”, w oknie rozmowy komunikatora gadu-gadu, wyświetla się nam wspaniały animowany pytajnik na pomarańczowym tle. Po co nam to? Zresztą, nie tylko w ten sposób gadu-gadu (tudzież inne internetowe programy tego typu) psują polski język. Wykształciła się bowiem grupa osób typu „cze, poklikamy?”. Ja zawsze odpowiadam, że poklikam. Moi rozmówcy pytają się więc: „z kond klikasz?”. Ja informuję uprzejmie, że zamiast „z kond” lepiej napisać „skąd” (z Wrocławia). A za ofiarowaną pomoc ludzie mi dziękują: „nie wymądrzaj się”, „ale mądrala”, „tak, ty jesteś idealny we wszystkim”, „jesteś bezczelny (wersja pisana: beszczelny)”, „ależ mądry się znalazł”. Może rzeczywiście jestem mądralą? Tak, jestem mądralą. Dlaczego? Bo chcę żyć w Polsce, w której każdy Polak mówi (w miarę) poprawnie po polsku.