Polscy reżyserzy niezwykle chętnie biorą na warsztat kino historyczne, a recenzenci równo ochoczo krytykują ich dzieła. Filmy historyczne rodzimej kinematografii, którym dałoby się przyznać wysoką ocenę, można policzyć na palcach rąk. Władysław Pasikowski w latach dziewięćdziesiątych XX wieku był kultowym reżyserem, zwłaszcza kina gangsterskiego. Przez ostatnią dekadę popełnił dwa broniące się filmy – Pokłosie (2012) oraz Jacka Stronga (2014). Za poprawny, ale pozostawiający wiele do życzenia, uznać należy powrót do jego gatunkowych korzeni – Pitbull. Ostatni pies. Tym razem Pasikowski ponownie sięgnął po biografię, czyniąc głównym bohaterem Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Niestety, doświadczony reżyser nie uniknął błędów popełnianych również przez innych twórców tworzących w kinie historycznym.
Na kilka tygodni przed wybuchem Powstania Warszawskiego „kurier z Warszawy” (Philippe Tłokiński) otrzymuje zadanie przedostania się z Londynu do okupowanej Warszawy celem przekazania ważnych informacji dowódcom Armii Krajowej. Akcja Kuriera rozpoczyna się w angielskiej restauracji, gdzie Nowak staje w obronie duńskiej imigrantki przed napastliwymi Jankesami. Już ta pierwsza scena niejako „ustawia” narrację historyczną produkcji. Polak-patriota będący ucieleśnieniem wszelkich cnót, przeciwko wszystkim innym – przy czym wady odmiennych narodów wymieniane są co chwila w kwestiach dialogowych. Nie sposób również zignorować pielęgnowanej od początku powstania polskiego kina wizji Polaka, który przedkłada dobro ojczyzny ponad swoje indywidualne zachcianki, takie jak miłość (chwyty te stosowano już w Mogile nieznanego żołnierza z 1927 roku). Reżyser rysuje więc sylwetkę patrioty niezłomnego, pozbawionego wad, a co więcej nieposiadającego jakichkolwiek wątpliwości w zakresie podejmowanych czynów.
Wygląda na to, że Pasikowski nawet nie próbuje odciąć się od nieznośnego patosu i gloryfikacji poświęcenia. Prawdopodobnie byłoby to znacznie łatwiejsze do popuszczenia w niepamięć, gdyby chociaż sylwetki postaci zostały ciekawie wykreowane. Niestety, żaden z bohaterów nie angażuje emocjonalnie publiczności, a to, co się z nimi stanie w dalszej fabule filmu, widzowi jest obojętne. Twórca zastosował prostą i zwykle niesprawdzającą się podziałkę na dobrych i złych, przez co pozbawił postaci niejednoznaczności, która by ułatwiała utożsamienie się z bohaterem. Nowak-Jeziorański w Kurierze z uwagi na swoją heroiczną, pozbawioną skazy postawę staje się nie tylko nierzeczywisty, ale także nużący.
Jednakże, do Pasikowskiego można mieć jeszcze inny zarzut – pomimo umiejętności kreowania kina akcji, Kurier rzadko kiedy wzbudza napięcie. Naturalnie nie mam na myśl, aby tworzyć z biografii nagle gatunek sensacyjny, ale reżyser nieumiejętnie buduje punkty kulminacyjne, próbując stworzyć poczucie niepewności u publiczności prostymi, łatwymi do przewidzenia, środkami. Pod względem technicznym film jest wykonany poprawnie i nawet efekty specjalnie, które zazwyczaj kuleją w polskim kinie historycznym, nie kłują w oczy. Mimo wszystko, sam warsztat techniczny to dla większości publiczności za mało, aby wyjść z sali kinowej choć w części usatysfakcjonowanym.
Koniec końców Kurier okazuje się być obrazem garściami czerpiącym z martyrologicznej wizji historii Polski. Jeśli widz liczył na ciekawe widowisko, w którym reżyser samodzielnie mierzy się z przeszłością, srogo się rozczaruje (tyle dobrego, że Pasikowski nie próbuje edukować widza). Film polskiego reżysera wpisuje się w aktualny sposób opowiadania historii, który na ekranie się nie sprawdza. Jednoznaczny podział postaci oraz niepotrzebny momentami nachalny patos sprawiają, że całość pozostawia po sobie niesmak i wrażenie, że nie na taką biografię zasługuje Nowak-Jeziorański. Co więcej, niedosyt wzrasta, gdy przypominamy sobie, że Pasikowski potrafi kreować kino dostarczające wrażeń oraz przemyśleń. Może i Kurier na tle produkcji historycznych ostatniej dekady wypada nienajgorzej, to wciąż nie jest to biografia, do której warto byłoby wrócić.
Ocena: 4/10