Warto było czekać te 24 lata życia, żeby doczekać się takiego roku w polskiej kinematografii. „Róża” Wojciecha Smarzowskiego, „Obława” Marcina Krzyształowicza, „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego i „Jesteś Bogiem” Leszka Dawida – każdy z tych filmów spokojnie mógłby walczyć o Oskara za najlepszy film roku, gdyby został wyprodukowany w USA. W tym tygodniu do tego niezwykle mocnego grona dołącza „Mój rower” Piotra Trzaskalskiego. Oczywiście porównywanie tych wszystkich filmów z „Moim rowerem” jest szalenie trudne. W filmie Piotra Trzaskalskiego nie mamy bowiem do czynienia z trudną historią naszego kraju, dramatem polskiego narodu. U Trzaskalskiego historia jest o wiele bardziej bliższa każdemu z nas, prostsza, co nie znaczy, że nieciekawa. „Mój rower” opowiada o trójce mężczyzn, z trzech różnych pokoleń jednej rodziny. Ich spotkanie po miesiącach rozłąki spowodowane jest odejściem babci (Anna Nehrebecka). Żaden nie jest zachwycony perspektywą spędzenia kilku najbliższych dni w wspólnym towarzystwie. „Mój rower” jest filmem dość schematycznym. Trzaskalski i jego współscenarzysta Wojciech Lepianka jednak dobrze rozumieją jak grać schematem. Historię opierają więc na świetnie napisanych bohaterach i znakomitych dialogach. Każdą z postaci coś wyróżnia, każda ma swoją własną historię. Każda z nich też jest wręcz znakomicie zagrana. Debiutujący na ekranie Michał Urbaniak, grający samym instynktem, jest tutaj rewelacją. Portretujący młodego Maćka Krzysztof Chodorowski to także talent najwyższej wody, któremu trzeba będzie się mocno przyglądać. Najbardziej zaskakuje jednak ten, którego twarz i wizerunek artystyczny wszyscy znamy – Artur Żmijewski jako zgorzkniały, zapatrzony w siebie Paweł jest genialny. Jego doskonałe aktorstwo połączone z ostrymi, świetnymi dialogami pozwala zerwać aktorowi z dotychczasowym emploi. Żmijewski nie jest sympatycznym, dobrym człowiekiem, a pełnym pretensji do świata i rodziny, trudnym partnerem do rozmowy, który przechodzi podczas tych wymuszonych wakacji największą przemianę. Jest ona na szczęście w pełni wiarygodna. Zresztą wiarygodność, urokliwość, nostalgiczny charakter historii są największymi atutami filmu. Trzaskalski na szczęście dobrze zna swój fach, dzięki czemu udało mu się uniknąć nadmiernego sentymentalizowania, co pozwoliło z kolei historii pozostać jednocześnie prawdziwą i poruszającą. „Mój rower” to kolejny dowód, że w polskim kinie dzieje się dobrze i że nie trzeba bardzo udziwniać, żeby zrobić ciekawe, niebanalne kino. Wystarczy rozpisać mały dramacik na trzech znakomitych aktorów. Polecam! Maciej Stasierski