Album skomponowany i nagrany w jednym pomieszczeniu. W domu, w którym niegdyś, wraz z nim, mieszkała jego żona. Kochali się. Ona chorowała, on cierpiał. Ona nie zdrowiała. Po jej odejściu cierpi tak samo. Wspomina. Już nie rozpacza, nie histeryzuje. Opanował bezradność, może i nauczył się żyć. Wspomina. Mieszka z córką.
Zabieram się za pisanie 22 marca, w dniu wyświetlenia „Wyjścia robotników z fabryki” braci Lumiere w 1895 i wydania pierwszego albumu Beatlesów „Please Please me” w 1963. Kończę 23 marca – smutny, zadowolony i pełen podziwu.
Przygody Tintina to popularna XX wieczna belgijska seria komiksów. „Tintin in Tibet” jest dwudziestym numerem serii i pierwszym numerem albumu. W tym odcinku reporter Tintin wyrusza do Nepalu by odnaleźć swojego przyjaciela. Ze stolicy – Katmandu jedzie do Tybetu. Odnajduje przyjaciela, poznaje tybetańskich mnichów. Ten komiks różni się od pozostałych w serii. Nie ma w nim czarnych charakterów, gangsterów, wrogów, powstał podczas rozwodu autora. Tintin podróżuje po najwyższych górach świata, w miejscu gdzie zrodził się Buddyzm, Hinduizm, w miejscu które swoją atmosferą odbiega od normy. Duchowo-mentalny klimat, smutek, załamanie i ogólna rezygnacja towarzyszą wędrówce Tintina i odbiorcy albumu. Tytuł nie jest przypadkowy. Energia muzyki jest przytłaczająca. Phill Elverum może również czegoś poszukuje. Może spokoju, może ukojenia. Jego muzyka jest bardzo osobliwa – osobiste przeżycia dodają autentyczności emocjom, które słychać na nagraniach, jak i tym, które wyzwalane są u odbiorców. Jego głos jest ciepły, gdy mówi o żonie; rozczulony, gdy wspomina wspólne chwile, a momentami łamiący się, zrozpaczony i szczery. Teksty opowiadają prozaiczne historie z codziennego życia. Sporo w nich bezpośrednich stwierdzeń o śmierci ukochanej. Phill nie traktuje tego tematu jak tabu. Mówi o nim wprost, w twardych słowach. Bez ogródek stwierdza, że jak i jego żona, zginie każdy, z różnych powodów, w różnych okolicznościach, zadecyduje o tym czas. Opowiada przepiękne, składne historie w utworach. Są idealnym wyciągnięciem esencji z wydarzeń rozłożonych w czasie. Skupione, streszczone bez utraty meritum. Opowiada o swoim życiu po śmierci żony, o strachu pozostania z córką, o pracy twórczej, o tym co chciał, co kochał robić. O wewnętrznym zniszczeniu siebie. O takiej zwykłej ludzkiej chęci do nie bycia zapomnianym. Tak jak on nie zapomniał swojej żony. Utwory są pisane i wykonywane dla niej i o niej. Są pewnego rodzaju rozmową, czy może i modlitwą. Szansą do powiedzenia żonie wszystkiego czego się nie zdążyło, a by się chciało.
Muzyka jest bardzo łagodna – delikatna gitara przygrywa do mocnego w odbiorze tekstu. Melodyjne utwory są potwornie smutne. Błyskawicznie przywołują wszystkie tragiczne wspomnienia. Łamią najtwardszych. Wpędzają w nostalgie, odbierają radość, przepełniają goryczą i łzami.