Jedną z zalet dostępu do Internetu jest możliwość słuchania muzyki, która pochodzi z najodleglejszych zakątków świata. Moje najnowsze odkrycie, choć pochodzi z tego samego kontynentu, w Polsce jest jednak dość nieznane. Dzięki subskrypcji kanału Berlin Sessions udało mi się odnaleźć sensację estońskiej sceny muzycznej – tallińską grupę Ewert and the Two Dragons. Zespół tworzą: Ewert Sundja (wokal, fortepian, dzwonki chromatyczne), Erki Pärnoja (gitara, wokal), Kristjan Kallas (instrumenty perkusyjne) oraz Ivo Etti (gitara, gitara basowa). Podczas koncertów towarzyszy im również sekcja dęta. Na swoim koncie mają już dwa krążki: wydany w 2009 roku The Hills Behind the Hills oraz Good Man Down z 2011 roku. Muzykę EATTD można sklasyfikować jako mieszankę akustycznego folka z indie pop – rockiem. Choć na współczesnej scenie muzycznej znajdziemy wielu artystów, których można opisać w podobny sposób, Estończycy zgrabnie unikają zaszufladkowania. Muzycy w wywiadach wspominają, że dorastali słuchając utworów zespołów takich jak: The Police, Radiohead, Blur, The Rolling Stones czy The Beatles. Z tej listy najbliżej im chyba do Radiohead, choć grają nieco radośniej. Pewne dźwięki mogą także sugerować podobieństw do Mumford&Sons czy Of Monsters and Men, jednak jest ono tylko chwilowe. Mimo, że w utworach zespołu najbardziej słychać gitary (co jest typowe dla indie rockowych zespołów), to dopiero połączenie ich rytmicznego brzmienia z nieco wariacyjnym, momentami nieco nostalgicznym, brzmieniem tamburyna czy dzwonków chromatycznych oraz wokalem Sundji wyróżnia muzykę EATDD na tle innych alternatywnych twórców i sprawia, że przenosimy się do przyjemnego dla ucha, beztroskiego świata. Pierwsza płyta Estończyków jest spokojna, momentami jednak zbyt monotonna i depresyjna. Być może dlatego ogromną popularność muzykom przyniosła dopiero druga – znacznie bardziej energetyczna, choć również bardziej zróżnicowana, zwyczajnie świeża. Pomimo słyszalnej energii, Good Man Down jest krążkiem nastrojowym, zawarte na nim piosenki odzwierciedlają różne stany emocjonalne i opisują skrajne życiowe sytuacje. Tytułowa piosenka, mimo radosnego brzmienia, jest w rzeczywistości utworem o nieszczęśliwej miłości. O historii bez happy endu opowiada również Jolene, która nie tylko tytułem, ale również konkretnymi cytatami, nawiązuje do popularnej niegdyś piosenki wykonywanej przez Dolly Parton. Są jednak i utwory ze szczęśliwym zakończeniem, jak (In the End) There’s Only Love. Abstrachując jednak od warstwy tekstowej utworów, instrumentalnie otrzymujemy ciekawą mieszankę, która idealna będzie – w zależności od nastroju i wybranej płyty – na ponure wieczory lub ciepłe dni. Trzecia płyta zespołu, której wydanie zaplanowano w 2014 roku, ma być zupełnie inna od poprzednich. Estońska grupa odniosła wielki sukces nie tylko na rodzimej scenie muzycznej, ale i we Francji, Szwecji, Holandii czy na Łotwie. To właśnie za pośrednictwem łotewskiej wytwórni I Love You Records muzycy wydali swoją drugą płytę. Ciekawostką jest, że znany niegdyś w Polsce zespół Brainstorm mocno promuje twórczość młodszych sąsiadów. Podczas jednego z łotewskich festiwali Łotysze i Estończycy wykonali wspólnie utwór (In the End) There’s Only Love, a po internecie krąży również amatorskie nagranie, w czasie którego lider Brainstorm – Renārs Kaupers – wykonuje tę samą piosenkę podczas letniego pikniku w gronie przyjaciół. Zespół dwukrotnie wystąpił na festiwalu Eurosonic w Groningen (2012, 2013) , gdzie otrzymał pozytywne recenzje. W tym roku podczas występu na festiwalu, grupa została uhonorowana nagrodą European Border Breakers Awards. Eurosonic to dla wielu artystów szansa na bycie zauważonym, krok milowy w dalszej karierze. Miejmy nadzieję, że laur EBBA oraz ponowny występ na Groningeńskim festiwalu będzie furtką do jeszcze większej rozpoznawalności estońskiej grupy na całym świecie. Czekam z niecierpliwością, aż zagrają w Polsce! Karolina Babij