Film Magazyn 

Nieskrępowany ryk – ,,The Square”, recenzja

Gdy Ruben Östlund otrzymywał w tym roku Złotą Palmę w Cannes Jury z Pedro Almodóvarem na czele zostało skrytykowane za wybór eskapistycznego dzieła. W świecie nierówności, pełnym napięć klasowych i kulturowych, nękanym przez ksenofobię i  skupionym na pogoni za pieniądzem nagrodzono film o problemach dyrektora galerii sztuki współczesnej. Eskapizm jest w kontekście ,,The Square” faktycznie słowem kluczowym. Film Szweda nie jest jednak ucieczką w przysłowiowe ,,problemy pierwszego świata”, lecz opowieścią o Zachodzie izolującym i odcinającym się od cierpienia obecnego poza ciepłą enklawą Unii Europejskiej. Dominującym leitmotywem są postaci z dołu drabiny społecznej stale przypominające Christianowi (Claes Bang), że poza jego beztroską sztuką współczesną i wernisażami istnieje świat dużo bardziej ponury i nękany przez prawdziwe problemy. 

Zaczyna się dosyć niepozornie. Do biura protagonisty wchodzi asystentka, by obudzić go na wywiad. Ewidentnie skacowany Christian wstaje, by odpowiedzieć w krótkiej rozmowie-skeczu na pytania na temat sztuki. To napięcie pomiędzy kulturą a naturą jest obiektem analizy Östlunda w całym filmie. Wszak gdy odbierał Złotą Palmę w Cannes poprosił, by widownia zapominała na chwilę gdzie jest, i wydała z siebie pierwotny, nieskrępowany ryk radości. 

Chwilę później widzimy Christiana gdy ten w drodze do pracy broni dziewczynę przed agresywnym mężczyzną. Po chwili okazuje się, że całe zdarzenie służyło jedynie odwróceniu jego uwagi: skradziono mu portfel i telefon. Tak jak w ,,Turyście”, u Östlunda drobne wydarzenie okazuje się bogate w różne konsekwencje.

,,The Square” to satyra na sztukę współczesną – dużo tu dosyć prostego humoru, bo i współczesne instalacje artystyczne są wdzięcznym workiem do boksowania. Niewiele potrzeba, by wyśmiać stereotypy związane ze współczesną sztuką. Artystowski bełkot, który pod parasolem wielkich haseł stara się ukryć duchową i intelektualną pustkę to motyw obnażony choćby przez Paolo Sorrentino w ,,Wielkim Pięknie”. Östlund idzie w ślady Włocha, i w wielu scenach przedstawia bohaterów, którzy w konfrontacji z bzdurną sztuką reagują konformistycznym myśleniem.

Przy okazji protagonistę stale pętają społeczne konwenanse: upojna noc z dziennikarką zamienia się w damsko-męskie pole bitwy o wzajemny szacunek, prowokacyjny materiał promocyjny wywołuje tyle kontrowersji, że Christian staje przed widmem utraty pracy, a o jego błędach z przeszłości świadczy również fatalna relacja z córkami. Polityczna poprawność okazuje się niewygodnym ograniczeniem, a sama praca sprowadza się do organizacji rautów i zaspokajania potrzeb wyższej klasy zamiast artystycznego edukowania społeczeństwa.

Östlund wie, jak to wszystko celnie i  z humorem odsłonić. Sprawia mu to taką przyjemność, że często rezygnuje z prowadzenia spójnej i sprawnej fabuły na rzecz bardziej anegdotycznego strumienia wydarzeń luźno ze sobą powiązanych. Trochę przypominało mi to strukturę filmów Felliniego, zwłaszcza ,,Słodkiego życia”, które również skupiało się przecież na duchowej pustce społeczeństwa, któremu nic nie brakuje. Taki zabieg, choć pozwala na wygodne sklejanie dowolnej ilości humorystycznych sekwencji, skutkuje również szarpanym tempem. 

Mimo wszystko, wiele ze scen zapadnie mi w pamięć na naprawdę długo. Szwed wie, jak za pomocą absurdu, znanego wcześniej choćby z twórczości jego rodaka, Roya Anderssona, stworzyć naprawdę świetne miniatury. Zapewne najbardziej kluczowa dla zrozumienia filmu będzie ta, w której Terry Notary (człowiek, którego twarzy nie rozpoznałem, a okazało się ze znam go choćby z małpich kreacji w ,,Wojnie o planetę małp” czy ,,Kongu: Wyspie Czaszki”) wciela się rolę rosyjskiego performera Olega Rozina. Swym agresywnym zachowaniem wystawia na próbę  cierpliwość gości bankietu. W obliczu zagrożenia bogacze solidaryzują się i rzucają w kąt tezy o tolerancji i otwartości na sztukę. Myślę, że jak w lustrze w tej metaforze mogą przejrzeć się nie tylko sami Szwedzi, ale obywatele Unii Europejskiej w ogóle.

Ocena: 8/10

Related posts

2 Thoughts to “Nieskrępowany ryk – ,,The Square”, recenzja”

  1. Andrzej

    Scena z małpą nie ma nic wspólnego z tezą o tolerancji i otwartości na sztukę.

    1. Olek Młyński

      A z czym pańskim zdaniem ma?

Leave a Comment