22.07, czwarty dzień festiwalu i początek rywalizacji z „Miłością” Michaela Haneke o miano najlepszego filmu festiwalu, przegrany sromotnie przez wszystkie 4 dziś obejrzane filmy. Cały dzień przebiegał pod znakiem festiwalowych rozczarowań. Zaczęło się spokojnie, ale im dalej w las, tym było gorzej. Na otwarcie zaserwowałem sobie wydawać by się mogło sprawdzone kino czeskie. Film „Cztery słońca” Bohdana Slamy nie zmienia mojej oceny kinematografii naszych południowych sąsiadów, gdyż nie była to katastrofa. Ba! Było od niej bardzo daleko. Niemniej „Cztery słońca” pozostaną w mojej pamięci jako obraz przyzwoity, z widocznymi słabościami, co jak na czeski film jest wyjątkowo słabą rekomendacją. Abstrahując jednak od tego kontekstu Slamie zabrakło nieco konsekwencji, ale interesującą historię opowiedział sprawnie, dobrze prowadząc aktorów. Gorzej rzecz się miała w przypadku drugiego filmu dnia – „Dziurki od klucza” słynnego już nowohoryzontowego twórcy Guya Maddina. Jak bardzo wielkim jestem zwolennikiem stylu wizualnego i fabularnego kanadyjskiego indywidualisty, tak bardzo też jego najnowszym filmem byłem rozczarowany. Na ekranie zapanowało, przejmując kontrolę na wydarzeniami coś u Maddina wszechobecnego, ale nie aż w takich ilościach – chaos. Zabrakło zaś jakiejkolwiek historii, bo nie można nią nazwać tych narkotycznych wizji spisanych przez Maddina i George’a Tolesa w scenariuszu. Niby wszystko było w tym filmie na miejscu, ale jednak czegoś tak bardzo istotnego zabrakło. Wyglądał on tak, jakby był zrobiony w pośpiechu, co patrząc na twórczość Maddina charakteryzującą się szalonymi konceptami, wyobraźnią, kapitalną stroną formalną, nie mogło dać dobrych efektów. Zawód. Jak film Maddina można nazwać zawodem, to drugi obraz Cristiana Mungiu, autora słynnych „4 miesięcy, 3 tygodni, 2 dni”, trzeba określić mianem straszliwego rozczarowania. Nagrodzony za scenariusz w Cannes „Za wzgórzami” to obraz niestety mało odkrywczy, oczywisty w swoich sądach. To też obraz pełny skrajności, na którymi jednak reżyserowi nie udało się zapanować. Chwilami więc niestety wyszło dość komicznie, gdzie zawsze miało być poważnie. W końcu mamy do czynienia z filmem wręcz niemiłosiernie długim, przy tym męczącym, nudnym, pozbawionym angażującej emocjonalnie historii. Ratunku Mungiu skutecznie szuka u dobrze grających aktorów. Niestety to zdecydowanie za mało, jak na 150-minutowy film. Przydałoby się jeszcze jakieś tempo, jakikolwiek element dynamiki. Na koniec dnia przyszedł koszmar, katastrofa i żenada – „Pierwsi na księżycu”. Najlepiej nad tą nieudolną, nudną i wręcz chwilami obrażającą inteligencję widza próbą mockumentu spuścić zasłonę milczenia. „Cztery słońca” – 7/10 „Dziurka od klucza” – 5/10 „Za wzgórzami” – 5/10 „Pierwsi na księżycu” – 1/10 Maciej Stasierski