Francuska kinematografia ostatnimi czasy obfituje albo w ciężkie psychologiczne dramaty, albo w lekkie, żeby nie powiedzieć głupkowate, komedie, na poły romantyczne. Co ciekawe, wygląda na to, że i Francuzi zaczynają cierpieć na swoisty „syndrom Karolaka”, obsadzając nieustannie tych samych aktorów w filmach rozrywkowych. Tareka Boudaliego do tej pory mogliśmy oglądać jako odtwórcę postaci, jednak w najnowszym obrazie, w którym występuje, miał o wiele więcej zadań do zrealizowania. Francuz nie tylko napisał scenariusz do produkcji „Mąż, czy nie mąż?”, ale postanowił spróbować swoich sił na krześle reżyserskim. Czy udało mu się pogodzić wszystkie te funkcje oraz z jakim rezultatem?
Akcja filmu rozpoczyna się w bliżej nieokreślonej marokańskiej wiosce, podczas pożegnania głównego bohatera z rodzicami. Wyrusza on w przygodę – wykształcić się we Francji na architekta, aby później zbudować najpiękniejszy dom w miejscowości dla familii. Jak można się jednak spodziewać, w Paryżu nie wszystko idzie zgodnie z planami Yassine’a, co doprowadza do jego nielegalnego przebywania w kraju. Próbując jakoś ułożyć sobie na nowo życie, główny bohater bezskutecznie poszukuje żony, aby dostać wizę. W momencie gdy już chce się poddać, do głowy wpada mu pomysł, że wcale nie potrzebuje małżonki, a wystarczy mu przysługa ze strony najlepszego przyjaciela.
Nauczona polskimi komediami, wydaje mi się, że jestem dość wyrozumiała, jeśli chodzi o poziom humoru oraz jakość żartów. Niestety, „Mąż, czy nie mąż?” oceniany w kategoriach komediowości wypada dość słabo – pomijając fakt, iż zabawnych scen nie jest aż tak dużo, to padające teksty przeważnie mają podtekst seksualny czy stereotypowy, co czasem wypada żenująco. Oczywiście na filmie Boudaliego można się pośmiać, ale dopiero wtedy kiedy wybaczy się produkcji przeciętność. Na pewno na plus można uznać naśmiewanie się z utartych schematów myślowych o homoseksualistach, choć czasem wypada to w zbyt przerysowany sposób. Bardzo delikatnie komedia nawiązuje również do wizji Francji jako lepszego miejsca na rozwój w oczach byłych kolonii – w filmie mieszkańcy Maroko traktują wyjazd do Paryża jako spełnienie marzeń. Tymczasem swoisty „francuski sen” okazuje się miejscem, w którym pracuje się nielegalnie, nie ma za co opłacić czynszu.
Aktorski duet Boudali & Lacheau radzi sobie całkiem poprawnie na ekranie i widać, że jest to ich kolejna wspólna produkcja. Zdecydowanie bardziej charyzmatycznie wypada ten drugi, którego można byłoby określić mianem francuskiego Owena Wilsona. Panowie operują zwłaszcza żartem sytuacyjnym, grając dużo mimiką twarzy oraz ciałem. W pamięci zapada zwłaszcza scena w zoo, podczas której Boudali próbuje naśladować różne zwierzęta.
„Mąż, czy nie mąż?” to seans łatwy, przyjemny, choć jak na komedię mógłby być śmieszniejszy. Z pewnością pozwoli oderwać się od codziennych trosk, ale nie zmusi nas szczególnie do myślenia, a z głowy zniknie po paru godzinach. Niewątpliwie jednak Tarek Boudali postawił solidny krok w swojej filmowej karierze i kto wie, może następna jego produkcja będzie nie lada kinowym hitem. Potencjał z pewnością jest, a publiczność zawsze daje twórcom duży kredyt zaufania, jeśli chodzi o komedie.
Ocena: 4/10