Paweł Borowski po swoim debiutanckim filmie Zero (2009), swoją drogą przyjętym stosunkowo dobrze, zniknął na przeszło dziesięć lat ze światka kinowego, aby w tym roku powrócić ze swoją nową produkcją Ja teraz kłamię. Projekt zapowiadał się tym ciekawiej, że obsada wypełniona była znanymi nazwiskami takimi jak choćby: Agata Buzek, Maja Ostaszewska czy Joanna Kulig. Pomimo że obraz z pewnością nie odnotuje frekwencyjnego sukcesu, to wciąż uważam, że na polskie pozycje repertuarowe warto się wybierać (może z pominięciem komedii romantycznych), bowiem na własnym podwórku mamy naprawdę wiele mało popularnych perełek. Może Ja teraz kłamię okaże się jedną z nich?
Borowski od samego początku wprowadza nas w atmosferę filmu słowami – Prawda… Czy potrafimy ją rozpoznać? Przez pryzmat tego pytania należy postrzegać całość rozgrywających się na ekranie wydarzeń, poddając w wątpliwość wszystkie słowa oraz poczynania bohaterów. Twórcy wprowadzają kilka form dezorientacji widza – początkowa scena to fragment telewizyjnego show, a więc czegoś, co z natury wydaje się być fałszywe, z góry ustawione. Protagoniści są artystami – aktorami bądź muzykami, co również nakazuje powziąć ostrożność względem oceny ich zachowań. Sama fabuła – na pierwszy rzut oka – wydaje się być miałka i pozbawiona większego sensu, tak jakby reżyser starał się bardziej zaszokować widza, aniżeli zanurzyć go w filmowej rzeczywistości. Odbiorca dostaje tę samą historię opowiedzianą z trzech różnych punktów widzenia, dzięki czemu jest stopniowo w stanie poukładać w całość wydarzenia. Stosowane przez twórcę plot twisty prawdopodobnie nie zaskoczą uważnego widza, niemniej jednak Ja teraz kłamię utrzymuje zainteresowanie publiczności niemal przez cały seans.
Intrygująco wypada przede wszystkim warstwa wizualna utworu Borowskiego – kadry odkrywają ułomność ludzkiego wzroku, raz co raz ukazując, że to, co widzimy, wcale takie nie jest. Ustawienia kadrów, perspektywa, położenie przedmiotów – widz niczemu tak naprawdę nie może ufać, zwłaszcza sobie. Solidnie zostały dopracowane ujęcia zapadające w pamięć pod kątem kolorystycznym oraz geometrycznym, co podkreślono także poprzez umiejętne cięcia montażowe. Klamrą kompozycyjną dbałości o szczegóły stały się wplecione elementy futurystycznej przestrzeni, które nadają produkcji wrażenie nierealności.
Tło stworzone dla aktorów z pewnością znacząco wpłynęło na lepszy odbiór fabuły, która sama w sobie nie jest szczególnie wymyślna. Maja Ostaszewska wcielająca się w rolę Celii wraz z Matem (którego gra Rafał Maćkowiak) są parą, która potrzebuje pieniędzy na nowy film. Jak się okazuje wraz z postępem fabuły, postacie chowają w sobie tajemnice wpływające na nie same, ale i na innych bohaterów. Za przykład może posłużyć Yvonne (zdobywająca kolejne doświadczenie Paulina Walendziak), która okaże się bardziej uwikłana w perypetie kochanków niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. I o ile początkowe sceny napawały mnie sceptycyzmem co do poziomu aktorskiego prezentowanego w filmie, to w ostatecznym rozrachunku odtwórcy ról wypadają przekonująco, a na słowa uznania zasługuje Walendziak za bezkompromisowy popis pełen naturalności i wyczucia.
Ja teraz kłamię w reżyserii Pawła Borowskiego to ciekawa autotematyczna opowieść o tym, że nie można wierzyć temu, co się widzi lub słyszy. Jednocześnie to pewnego rodzaju przestroga, że prawda wcale nas – jako publiczności – nie zadowala i wolimy upiększone, podkoloryzowane historie. Pomimo ciekawego tematu polski twórca nie ustrzegł się wad, przez co momentami produkcja ociera się o niepotrzebny kicz. Zwłaszcza finał wybrzmiewa zbyt mocno w stosunku do prowadzonej uprzednio narracji. Nie przekonał mnie także udział w filmie śmietanki polskiego aktorstwa, bowiem takie rozwiązanie potęguje u widza chęć obejrzenia dobrego obrazu, co znacząco podnosi artystom poprzeczkę. Niemniej jednak Ja teraz kłamię stanowi pozycję nietuzinkową, na którą warto zwrócić uwagę, a niejednoznaczność zakończenia sprawia, że projekcja zapada w pamięć.
ocena: 6,5/10