Soumalainen, czyli po prostu Fin. Gdy po raz pierwszy wszedłem do swojego nowego mieszkania, poczułem się jak prawdziwy fiński student. I do tej pory nie jestem pewien, czy było to pozytywne uczucie. Przeczytajcie i oceńcie sami.
Biel. Jej przeraźliwa wszechobecność była wszędzie. Białe drzwi, białe ściany, białe meble i nawet biała (przynajmniej w założeniu) podłoga. No i biały balkon. W całym mieszkaniu chlubnie wyróżniał się jedynie srebrny zlewozmywak.
Moje pierwsze skojarzenie wiązało się ze sterylnym gabinetem lekarskim, jednak później przypomniałem sobie, że o wiele bardziej białe są zwykle pobielane wapnem wnętrza wiejskich kościołów. – Nie jest wesoło – stwierdziłem z obawą, bo jak wiele trzeba zrobić, by temu miejscu nadać duszę?
Z pewnością takie pytanie zadawało i zadaje sobie wielu studentów, zwłaszcza obcokrajowców, którzy trafią do takiego mieszkania. Ale nie każdy musi trafić tak jak ja. Dla studentów w Finlandii istnieje wiele możliwości. Do wyboru (przynajmniej teoretycznego) są akademiki w centrum miasta i na peryferiach. Te drugie to najczęściej normalne mieszkania przeznaczone dla dwóch lub trzech osób. Natomiast te w centrum to najczęściej wysokie bloki, gdzie każdy student ma swój osobny pokój z łazienką. Kuchnia jednak najczęściej jest wspólna. No chyba, że szczęśliwie trafi się na grupowy pokój na poddaszu, co zwykle jest też dużo tańsze, wtedy często dla mieszkającej tam grupki szczęśliwców przeznaczona jest osobna kuchnia.
Główne różnice? Przede wszystkim bliskość centrum miasta. Gdy studiujesz, to ważne. Ale nie tylko wtedy. Problem w tym, że w całej Finlandii poza weekendem nie jeżdżą nocne autobusy. Kiedy mieszkasz na obrzeżach nawet wieczorne wyjście do kina może stanowić kłopot. Bo możesz mieć problemy z powrotem. A nie zawsze da się dojść piechotą. Kolejną różnicą są finanse. Akademik w centrum jest zwykle droższy, tak samo jak mieszkanie. Jeśli jednak do ceny akademika na peryferiach doda się cenę biletu miesięcznego komunikacji miejskiej, to cena wychodzi mniej więcej podobna. Z reguły jednak lepiej mieszkać w centrum. Chociaż to może być bardzo złudne, bo centrum kusi, a to zwykle kończy się wydatkami. Dla tych, którzy nie mają zbyt wielu euro, zdecydowanie lepsze są peryferia.
Istnieje także osobna kategoria akademików, również przeze mnie poznana. Są to tzw. family apartmens. Są to najczęściej normalne mieszkania, z tą tylko różnicą, że można je wynająć dla siebie i drugiej połówki lub kogoś z rodziny. Wtedy obie strony podpisują umowę. Czasem tylko urzędnicy czepiają się, że np. druga strona ma inne nazwisko, ale i to da się obejść. Gdy jedziesz z dziewczyną lub chłopakiem to, niestety, nawet family apartament Cię zawiedzie. Nikt nie przewiduje tam bowiem mieszkania dla pary. Po prostu dla każdej osoby przeznaczony jest pokój z osobnym łóżkiem. Tyle tylko, że rodzina może go wynająć. Tak samo jest z dzieckiem. Studenci w Finlandii mogą mieszkać i studiować razem z całą rodziną. Nie muszą się przy tym martwić o swoje pociechy, bo często na takich rodzinnych osiedlach są punkty przedszkolne. Wszystko jest zatem ułatwione, ale ma swoja cenę. I choć jest przewidziane, ze na jedną osobę w takim mieszkaniu przypada blisko 25 metrów kwadratowych, to oplata za każdą osobę wynosi minimum 270 euro. Nie jest to strasznie dużo, ale również nie jest to mało. Dla porównania kawalerkę, mniejszą od np. dwuosobowego family apartment, można wynająć już za 340 euro w centrum Turku czy Tampere. Jednak dla dwóch osób może być tam zwyczajnie ciasno.
Choć akademik metrażowo robił wrażenie, to jeśli chodzi o wyposażenie, jego brak bardzo bolał. Oczywiście w mieszkaniu była kuchenka i lodówka, ale nic więcej. Wszystkie talerze, pościele itd. trzeba zwykle kupić samemu. Jeśli ma się szczęście i przyjedzie się odpowiednio późno (czyli tuż przed początkiem semestru) to można się załapać na Student’s First Aid Kit, czyli zestaw dwóch szklanek, talerzy, jakiejś patelni i sztućców i niekiedy pościeli. Nie kosztuje to wiele, jednak w przypadku tych, którzy lubią gotować lub planują gościć znajomych, taki zestaw zwyczajnie się nie opłaca. Jego cena waha się od 20 do nawet 60 euro, zależy od ośrodka uniwersyteckiego. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że czasem bardziej opłaca się zrobić takie zakupy w Ikei lub w czymś, co Finowie zwą kirppis. Jest to skład rzeczy różnych i różnistych, czasem używanych a czasem nie, gdzie znaleźć można prawie wszystkie przydatne rzeczy za godziwą cenę. Niekiedy zdarzają się również giełdy przedmiotów, gdzie można przynieść i zabrać w zamian dowolną rzecz. To często pomaga w urządzaniu mieszkania.
Gdy już w końcu z pomocą szwedzkiej Ikei udało mi się urządzić i nieco ubarwić mieszkanie, zacząłem się przyglądać rynkowi nieruchomości. Moje spostrzeżenia były, niestety, nader smutne. Mianowicie w Finlandii, jak zapewne w wielu krajach, większość osób wynajmuje mieszkanie. Zasady wynajmu są zdecydowanie bardziej łaskawsze niż u nas i nie ma możliwości wyrzucenia kogoś, ot tak, na bruk w przeciągu dnia czy dwóch. Po drugie nawet w przypadku kredytu czynsz, do którego dołącza się ratę zwykle nie jest wiele wyższy. Oczywiście dużo zależy od wkładu własnego, jednak zasada jest taka, że rata nie powinna przekraczać 75% czynszu. No chyba, że ktoś chce spłacić kredyt szybciej. Najtańsze mieszkania można kupić już za 44 tysiące euro. Przy nawet najniższych zarobkach – niecałe tysiąc euro na rękę – kwota ta nie wydaje się taka duża. U nas kupienie kawalerki to rząd często ponad stu przeciętnych pensji (nie mówię tutaj o zawyżonej średniej krajowej), jeśli nie więcej. Tutaj zaledwie czterdziestu czterech. Oczywiście widziałem też mieszkania za kilkaset tysięcy euro, w najlepszych dzielnicach Helsinek, Turku, Tampere czy Oulu. Są piękne, jednak to apartamenty bądź ekskluzywne lofty dla elit lub firm. Często nawet w ich cenie można kupić piękny dom lub nawet dwa na obrzeżach. Sami Finowie często decydują się na rozwiązanie pośrednie – wynajmują mieszkanie, natomiast inwestują w domek letniskowy, by móc wyjechać na weekend za miasto i podziwiać np. zorzę polarną.
Co do wyposażenia, to są rożne możliwości. Ponieważ w każdym mieszkaniu są od razu kuchenka i lodówka, jakby się uprzeć to mieszkanie dwupokojowe można wyposażyć za cenę dwóch, może trzech tysięcy euro. Nie jest to wyposażenie nie wiadomo jak luksusowe, ale jest to do zrobienia. Na sam początek z całą pewnością wystarczy. Z pomocą przyjdzie Ikea oraz wspomniane kirppisy oraz komisy meblowe. Nie jest to więc drogo.
A jak mieszkają Finowie? Po pierwsze mieszkania nie są duże. Domy również. Nie ma zwyczajnie takiej potrzeby, ponieważ dzieci dorastają, idą do pracy i nie mają problemu z wynajmem czy później kupnem mieszkania. W przypadku pójścia na studia dostają od państwa pieniądze wystarczające na wynajem akademiku. Dlatego nie ma dużych przestrzeni. Wnętrza są zwykle ciepłe, sporo jest drewna, ale też nowoczesności i funkcjonalności. Oczywiście jest sauna, która często znajduje się nawet w kawalerce. Jeśli tego nie ma, to sauna z pewnością jest w budynku dostępna dla wszystkich lokatorów po uprzedniej rezerwacji. Nie zawsze natomiast można znaleźć pralkę. Bardzo często pralnie są po prostu w budynkach dla całego osiedla lub poszczególnych bloków. Coraz częściej są one jednak płatne od jednego aż do dwóch euro w zależności od miasta. Nie zawsze tak było, ale coraz częściej dochodziło do zniszczeń pralek bądź suszarek. Dlatego obecnie Finowie coraz częściej decydują się na zakup własnej pralki, bo to zwyczajnie wychodzi taniej.
Tyle faktów. Poza nimi jest oczywiście kwestia estetycznego wrażenia. Ogółem jest ono jak najbardziej pozytywne. Zarówno jeśli chodzi o domy czy blokowiska. Fińskie blokowisko nie przypomina jednak naszego. Po pierwsze bloki są dużo niższe, maksymalnie 4 piętra, czyli w praktyce trzy, bo parter w Suomi uznawany jest jako 1 piętro. Po drugie nie ma tak wiele bloków blisko siebie, dookoła nich znajdują się tereny zielone i ponad wszystko boisko do piłki nożnej czy basseballa. Latem nie ma ono zbyt wielu zwolenników, jednak gdy tylko temperatura spadnie poniżej zera i pojawi się śnieg, boisko przeistacza się w lodowisko. I wtedy jest tam naprawdę tłoczno. Na szczęście takich lodowisk jest wiele i są w pełni darmowe, więc każdy znajdzie dla siebie miejsce. Zawsze można też przyłączyć się do reszty i razem grać w hokeja. Podobnie wygląda to w przypadku willowych osiedli.
Nieco gorzej jest w środku. Wnętrza są często jasne, białe lub pastelowe. Zwykle nie ma ostrych kolorów, jest za to dużo drewna. Często jednak zdarzają się przypadki, kiedy wnętrza są zimne, surowe, nowoczesne. Dotyczy to najczęściej nowych apartamentowców, gdzie mieszkania są przestronne, z wielkimi oknami, przez które koniecznie musi być widać nowoczesność i bycie na czasie. Dla ogólnego szpanu. To typowo fińskie.
Mnie najbardziej zachwyciły typowe fińskie domki z drewnianymi obiciami. Swoim wyglądem przypominają nieco domki muminków. Wyglądają bardzo urokliwie i w całej Finlandii pełno jest miejsc, gdzie aż roi się od takich budynków.
O mieszkaniach można dużo mówić. Jednak obcokrajowcom ciężko od razu zobaczyć mieszkanie prawdziwego Fina. Nie jest to zbyt otwarta nacja, zwłaszcza na obcokrajowców. Dystans interpersonalny jest widoczny i odczuwalny, dlatego rzadko kiedy ktoś zaprasza do swojego domu. Oczywiście, gdy nasza znajomość z Finem/Finką stanie się bardziej zażyła, fakt, wtedy to się czasem zdarza. Jednak na tyle, by pokazać komuś tak ważny element swojego życia prywatnego jak mieszkanie, Finowie otwierają się bardzo długo.
Adam Flamma