Po przeszło 5 – letniej przerwie od czasu wydania „God hate us all” panowie ze Slayera oddali w nasze ręce swój kolejny studyjny album. Sięgnąłem po niego z pewną dozą niepewności, gdyż na poprzednim krążku zmienili nieco kurs w jakim podążali dotychczas. „Christ illusion” miał z założenia okazać się powrotem do korzeni – jak lubią deklarować się muzycy po kilkuletnich przerwach. Na pierwszy rzut oka wydaje się to wielce prawdopodobne, gdyż album został nagrany w pierwotnym składzie czyli : Tom Araya, Kerry King, Jeff Hanneman i Dave Lombardo. Ponadto autorem okładki ponownie został Larry Caroll – autor ilustracji m.in. z „South of heaven” czy „Reign in blood”. Tym razem zawarł na niej wizerunek Chrystusa… Wywołało to po raz kolejny morze kontrowersji, do czego zespół zdążył nas już przyzwyczaić. Przedstawiona ilustracja ma nawiązywać do tekstów zawartych krążku. Tym razem tematyka oscyluje wokół religii i odgrywanej przez nią roli, niepotrzebnych krwawych wojen i terroryzmu. Całość otwiera „Flesh storm”, utwór bardzo obiecujący jak na początek albumu. Uderza w nas trashową energią – szybka gitara, energiczna młucka w wykonaniu Dave Lombardo i solówki w typowym dla Slayera stylu, mogące przywodzić na myśl „Show no mercy”. Następny utwór także nie zawodzi, słyszymy chwytliwy riff i niezłą solówkę a wszystko okraszone wrzaskiem niezmordowanego Toma Aray’i. Następną wartą większej uwagi kompozycją jest Jihad. Utwór opowiada o zamachu na wieże WTC z 11 września 2001r. lecz tym razem widzianym z perspektywy terrorystów ! Kompozycja rozpoczyna się bardzo spokojnie, w sposób nietypowy dla Slayera – dopiero po chwili rozkręca się nabiera kopa by w pewnym momencie nagle urwać się… Bez wątpienia jest to jeden z ciekawszych tworów na „Christ illusion”. Na pochwałę zasługuje Kerry King, który wraz z wiekiem zamiast tracić formę i pomysły – jak nie jeden muzyk – staje się niczym dojrzałe wino, o czym świadczą np. kompozycje takie jak „Cult” lub „Black serenade”. Z kolei D. Lombardo wbrew stawianym oczekiwaniom nie powalił niczym nowym. Bębny miażdżą, a firma jaką jest Lombardo nie może zrobić czegokolwiek w sposób nieprofesjonalny, lecz brakuje tu po prostu świeżego pomysłu, porażających przejść które ongiś wprawiały w zachwyt. Nowy krążek można na pewno zaliczyć na poczet udanych i w 100% „slayerowych” w swoim brzmieniu i stylistyce. Kto chce na pewno doszuka się w nim diabła ukrytego na starszych płytach… Ciężko zarzucić coś „Christ illusion” jednak pozostawia on nadal pewien niedosyt, wolną przestrzeń którą można byłoby jeszcze zagospodarować paroma niebanalnymi pomysłami. Może to po prostu głód pozostawiony na poczet następnej płyty?