Drake to nie raper, Drake to emocja – głosi jeden z facebookowych fanpage’y i do pewnego momentu jego kariery muzycznej w zupełności się z tym stwierdzeniem zgadzam. Jak jest jednak z nowym wydawnictwem kanadyjskiego rapera (a może już artysty pop)?
Do 18 marca najnowszym albumem Drake’a było Views, czyli płyta zdecydowanie skierowana na komercyjny sukces, natomiast pozostawiająca wiele do życzenia pośród jego fanbase’u, który poszerzał się z każdym nowym wydawnictwem: Take Care, Nothing Was The Same, czy If You’re Reading This It’s Too Late. Do 18 marca, bo był to dzień premiery nowej playlisty Kanadyjczyka – More Life. Nie do końca wiadomo, dlaczego raper postanowił nadać temu wydawnictwu miano playlisty, ponieważ bez problemu nadawałoby się na longplay, czy mixtape, jednak to jest temat na marketingową rozkminę, a przecież nie o to tu chodzi.
Okazuje się, że Drake postanowił zrezygnować ze stylistyki, którą obrał na Views. Zamiast tego dostaliśmy 22 bardzo zróżnicowane utwory, niekiedy nawiązujące do jego poprzedniej twórczości. Dlatego ci, którzy tęsknili za starym Champagnepapim, na pewno znajdą coś dla siebie na More Life (na przykład sample z Doing it Wrong w kawałku Jorja Interlude).
O gatunku rapowym wywodzącym się z Wielkiej Brytanii, jakim jest grime, pisałem już w zeszłym tygodniu, jednak teraz również muszę o nim wspomnieć. Drake bardzo mocno inspirował się bowiem grimem tworząc More Life. Dostajemy tutaj kilka charakterystycznych bitów, a także współpracę z angielskimi artystami – Skeptą i Giggsem. Skepta zawłaszczył na płycie Kanadyjczyka jeden z utworów – Skepta Interlude, który jest bardzo dobrym popisem rapera i może zapewnić mu jeszcze większy rozgłos (oby!). Poza tym Giggs udzielił swojego głosu i artyzmu na dwóch numerach – nieźle brzmiącym No Long Talk i nieco kiepskim lirycznie („Batman, da-na-na-da-na”), ale świetnym stylistycznie KMT. Drake serwuje nam także swój solowy kawałek stylizowany na grime o tytule Gyalchester. Jeśli chodzi o Brytyjczyków – słychać, że są najlepsi w swojej kategorii, jednak próbujący wstrzelić się w gangsterskie klimaty Champagnepapi brzmi przy nich jak rozpieszczone dziecko bogatych rodziców, które chce zostać gwiazdą (panie Aubrey, „thing”, a nie „ting”!).
Na More Life nie mogło oczywiście zabraknąć utworów, które określiłbym mianem „tanecznych”. Tak oto słuchając takich kawałków, jak Passionfruit, Get It Together (jeden z najlepszych na płycie dzięki współpracy z południowoafrykańskim DJ’em Black Coffee oraz uwodzącą swoim głosem wokalistką Jorją Smith), Madiba Riddim, czy Fake Love, nie można powstrzymać się przed mimowolnym odruchem popukującej w rytm muzyki stopy. Ale kimże byłby Drake, gdyby nie nagrał co najmniej kilku cloudowych, śpiewanych, nostalgicznych utworów? Wśród nich znajdują się między innymi wyśmienita, bardzo klimatyczna piosenka 4422, na której gościnnie wystąpił Sampha, czy trafiony w dziesiątkę numer Teenage Fever, który pomimo braku featu ze strony J.Lo (dostaliśmy tylko sampel z jej hitu If You Had My Love), urzeka wykonaniem.
Drake zaprosił na swoją płytę mnóstwo gości – oprócz już wymienionych są to: Travi$ Scott (na Portland), 2 Chainz (Sacrifices), Young Thug (jak zawsze zaskakujący swoim flow na Sacrifices i Ice Melts), Kanye West (bardzo dobry występ na Glow), oraz PARTYNEXTDOOR (Since Way Back). Wszyscy ci artyści ratują More Life, gdyż nie sądzę, żeby Kanadyjczyk poradził sobie w pojedynkę z połączeniem tak wielu wpływów muzycznych z całego świata. Koniec końców playlista jest udana, a fani Champagnepapiego na pewno nie będą zawiedzeni.