Żużel we Wrocławiu od kilku lat przeżywa kryzys. Chodzi przede wszystkim o frekwencję podczas meczów ligowych. Biorąc pod uwagę aspekt sportowy, nie jest źle. Ekipa trenera Piotra Barona w 2013 roku nadal startować będzie w najlepszej lidze w Polsce. Ale czy wrocławianie zdołają się w niej utrzymać? Jeśli spadną do niższej ligi, klub ze stolicy Dolnego Śląska czekać mogą naprawdę chude lata.
Skład Betardu Sparty Wrocław, bo tak brzmi pełna nazwa drużyny, na kolana nie powala. Nie jest jednak przesądzone, że ta ekipa będzie walczyć tylko i wyłącznie o utrzymanie. Jestem jednak przekonany, że przed podopiecznymi trenera Piotra Barona trudne zadanie, gdyż z ligą w 2013 roku pożegnają się aż trzy teamy (na dziesięć).
Niemniej jednak nie pora bawić się w spekulacje i szanse Betardu Sparty w najbliższym sezonie. W tym artykule chciałbym poruszyć problem niskiej frekwencji na meczach tejże drużyny.
Liczba kibiców, którzy chodzą oglądać mecze żużlowe na żywo, spadła w ostatnich latach we wszystkich ośrodkach speedwaya w Polsce. Wpłynęło na to kilka czynników, a jednym z najbardziej istotnych były ciągłe (i nie zawsze uzasadnione) zmiany w regulaminie rozgrywek. Oczywiście przyczyn, z powodu których przeciętny kibic w ostatnim czasie rezygnował z pójścia na stadion jest multum, ale przecież na niską frekwencję we Wrocławiu narzeka się już od kilku dobrych sezonów.
Spotkałem się z opiniami, że nawet wtedy, gdy wrocławianie byli jedną z najsilniejszych ekip w całej lidze (i m.in. wywalczali drużynowe mistrzostwo Polski w sezonie 2006), to ta frekwencja i tak nie była wysoka w porównaniu do innych zespołów. Dlaczego? Przecież jest wielu tzw. „kibiców sukcesu”, jak to się brzydko mówi.
Biorąc pod uwagę liczbę fanów na wrocławskim stadionie podczas spotkań ligowych, to z roku na rok jest coraz gorzej. Frekwencja systematycznie spada i przekonamy się o tym lepiej, jeśli spojrzymy w statystyki. W 2010 roku na mecze Spartan przychodziło średnio 6600 widzów. Sezon później kibiców było 6375, a przed rokiem na Stadionie Olimpijskim średnio pojawiało się jedynie 4136 fanów (11 meczów łącznie oglądało „tylko” 45500 kibiców). Dla przykładu, zupełnie na odwrót było w Gorzowie, gdzie na mecze przychodziło średnio 12400 fanów (czyli trzykrotnie więcej niż we Wrocławiu).
Spadek liczby widzów w stolicy Dolnego Śląska spowodowany jest pogarszającymi się relacjami na linii klub – kibice. Wiele do życzenia pozostawia także zabytkowy wrocławski stadion, który jest na szarym końcu obiektów żużlowych (spośród ekip ekstraligowych). Jest to piękna arena zmagań sportowych, ale jednocześnie bardzo zaniedbana. Co więcej, gdy pod koniec ubiegłego roku chciałem obejrzeć jeden z treningów wrocławskich zawodników, spotkałem się z trudnym dostępem na stadion (ogrodzenie niemal dokoła stadionu). Nie ma co się dziwić, że próbne kółka żużlowców oglądało tylu kibiców, co palców u jednej dłoni.
Nie od dziś wiadomo, że wpływy z biletów są niezmiernie ważne jeśli chodzi o budżety klubów żużlowych. Kibiców można zatem traktować jako sponsorów. Bez fanów profesjonalny sport nie mógłby istnieć. Kluby muszą zatem zrobić wszystko, aby wypromować speedway w swoim mieście jak najlepiej się tylko da. Patrząc na żużlową mapę Polski, duże miasta mają z tym problem. Jest to swego rodzaju ciekawostka, gdyż od dłuższego czasu żużel zdecydowanie lepiej funkcjonuje w mniejszych ośrodkach.
Co zatem powinni zrobić włodarze Betardu Sparty, by przyciągnąć kibiców na mecze ligowe? Według mnie muszą oni postawić wszystko na jedną szalę. Wrocławskiemu żużlowi niezbędna jest intensywna, a nawet rzekłbym „radykalna” promocja. Sternicy powinni zarazić młodego kibica „czarnym sportem”. Powinni pozwolić mu obejrzeć ligowe spotkanie za darmo. Wówczas będzie istniało prawdopodobieństwo, że ten młody człowiek, uczeń szkoły podstawowej czy gimnazjum „zarazi” się żużlem na dobre i w przyszłości, jako dorosły będzie regularnie przychodził na mecze i kupował bilety. Należy zatem rozpocząć współpracę ze szkolnymi koordynatorami, którzy zabraliby na spotkanie żużlowe klasę, bądź większą grupę uczniów.
Sternicy klubu muszą pokazać wrocławskim firmom (i nie tylko), że warto inwestować w żużel. Nie można polegać tylko i wyłącznie na corocznej dotacji ze strony miasta. Pieniądze od władz Wrocławia warto by było przeznaczyć na remont Stadionu Olimpijskiego, któremu daleko do ideału (ponoć w 2013 roku ma ruszyć jego modernizacja). Warto przyciągnąć też w jakiś sposób fanów Śląska Wrocław i wśród nich wypromować sport żużlowy.
Do promocji speedwaya we Wrocławiu potrzebne są chęci (których zbytnio nie dostrzegam wśród włodarzy klubu) oraz pieniądze. Zgromadzone fundusze, które zostaną przeznaczone na ten cel, zwrócą się podwójnie tylko i wyłącznie wtedy, gdy promocja zostanie wykonana sensownie i profesjonalnie.
Mateusz Kędzierski